Rodzina Wypiorów jutro wyruszy na Jasną Górę. Z lewej senior Alojzy, który zapoczątkował piękną tradycję / Dominik Gajda
Rodzina Wypiorów jutro wyruszy na Jasną Górę. Z lewej senior Alojzy, który zapoczątkował piękną tradycję / Dominik Gajda

Chyba nie ma drugiej familii tak silnie związanej z pielgrzymką na Jasną Górę. Jadwiga i Stanisław Wypiorowie z Niedobczyc idą już po raz trzynasty, a ich córka Edyta piętnasty. Powędrują z nimi jeszcze inni krewni. To familia najsilniej związana z rybnicką pielgrzymką. – Szukacie ciekawych pielgrzymów? Jedźcie do Wypiorów – nie miał wątpliwości ksiądz Marek Bernacki, organizator pielgrzymki. Piękną tradycję w rodzinie zapoczątkował Alojzy Wypior, ojciec pana Stanisława, dziś 88-latek. Po raz pierwszy wybrał się pieszo do Częstochowy, kiedy miał 66 lat. Wcześniej pracował w kopalni, budował dom. Ostatni raz poszedł pokłonić się Jasnogórskiej Pani w wieku 82 lat. Sto procent na nogach.
– Był dla nas inspiracją. Obserwowaliśmy go, gdy zaczął chodzić w bardzo dorosłym już życiu. Kiedy szedł po raz dziesiąty, postanowiliśmy dołączyć do niego z mężem i 10-letnią wówczas córką – opowiada pani Jadwiga. Przyznaje, że dla niej miał to być ten jeden raz. – Ale od tego czasu początek sierpnia już zawsze jest zarezerwowany na pielgrzymkę – mówi. Ona dzieli wędrówkę na cztery etapy, bo tyle dni ona trwa. Pierwsze dwa to dla niej prośby, modlitwa, błaganie o coś. Dwa kolejne są dziękczynne. – Z mężem byliśmy trzynaście razy. W zeszłym roku mieliśmy bumelkę, bo wyjechaliśmy do sanatorium. Bardzo żałowaliśmy – mówi Jadwiga Wypior. Jej mąż dodaje: – Ale wybraliśmy się w góry, żeby się trochę pomęczyć.
Pan Alojzy był dobrym duchem pielgrzymki. W czwartej grupie wszyscy mówili do niego „ujec”. Bo szły córki jego siostry, które zwracały się do niego w ten sposób. Inni przejęli i tak zostało. Odkąd nie chodzi, to żegna swoich bliskich, a potem... jedzie na Jasną Górę witać rodzinę. W niedzielę, po zakończeniu pielgrzymki, cała rodzina spotyka się u mamy pana Stanisława. – Mama przygotowuje do nas popielgrzymkową zupę, rosół czy pomidorową, częstuje nas jabłecznikiem i kawą. Zbieramy się i podsumowujemy pielgrzymkę. Dopiero potem rozchodzimy się – mówi Stanisław Wypior.
Były lata, kiedy na pielgrzymkę szło nawet 17 osób z rodziny Wypiorów. Dzieci Jadwigi i Stanisława studiowały, miały wakacje i wolny czas. Teraz każde ma swoją rodzinę, pracę, inne obowiązki. – Mój syn Adam w drodze do Częstochowy poznał swoją żonę Justynę. Wnuk Miłosz, starszy syn mojego drugiego syna Marcina, przeszedł całą pielgrzymkę w łonie matki! – opowiada Stanisław Wypior. Rodzinna tradycja na tyle wpłynęła na córkę Wypiorów, Edytę, że została katechetką. A w trakcie pielgrzymki jest chorągiewkową. Jej mama, emerytowana pielęgniarka, zawsze ma przy sobie medykamenty, bandaże i pomaga, komu trzeba. Bo pielgrzymka to również swojego rodzaju służba, chociaż oni do tego tak nie podchodzą.
Pielgrzymka na Jasną Górę nie jest dla nich jedyną w roku. Na przełomie sierpnia i września idą jeszcze na Górę Świętej Anny. – Wtedy uznajemy, że lato było udane. Ładujemy akumulatory na cały rok – mówią państwo Wypiorowie.

Komentarze

Dodaj komentarz