Rosyjska ruletka


– Nie chcę uciekać od odpowiedzialności, ale my byliśmy tylko jej uczestnikami, a nie organizatorami. Dwie rzeczy rzucały się w oczy: determinacja i wściekłość górników z kopalń przeznaczonych do likwidacji, bo ich było tam najwięcej, oraz szybkie pojawienie się polewaczek i kordonów policji, co rozjuszyło tłum. Nie mam pojęcia, kto rzucał koktajlami Mołotowa, ale mam nadzieję, że policja ustali, kto się tego dopuścił. W czasie takich wydarzeń w tłumie demonstrantów pojawiają się różne osoby. Gdyby rząd podjął rozmowy, o które dobijamy się od początku roku, do takiej demonstracji na pewno by nie doszło.– Rząd zapewnia, że żaden górnik nie straci pracy.– Faktycznie, tak się nawet może stać, że większość górników dołowych z likwidowanych kopalń dostanie pracę w czynnych jeszcze kopalniach.Jeśli górnicy z kopalni Centrum mają przejść do pracy w kopalniach Rydułtowy i Jankowice – bo takie są plany – to może się okazać, że te kopalnie, które i tak nie są w najlepszej sytuacji ekonomicznej, ze względu na wzrost zatrudnienia o ok. 300 osób popadną w poważne tarapaty. Może się więc zdarzyć, że górnicy z naszych kopalń nie zgodzą się na ich przyjęcie. Z drugiej strony jeśli zostaną przyjęci, może się okazać, że wszyscy popracują nie dłużej niż 2,5 roku, bo potem kopalnia jako nierentowna zostanie zamknięta.– Czy w branży górniczej sytuacja jest klarowna? Czy wiadomo, która kopalnia jest dobra, a która zła?– Nie, rząd bawi się w rosyjską ruletkę. Eksperci, którzy dla potrzeb rządowego programu mieli określić wielkość zapotrzebowania na węgiel w Polsce, sami przyznali, że opierali się na niepełnych danych. Wyliczyli je na 70-72 mln ton w skali roku. Chcąc restrukturyzować nasze górnictwo, trzeba przede wszystkim wiedzieć, ile naszego węgla może potrzebować Unia Europejska. Już teraz Unia importuje 180 mln ton węgla rocznie, a przewiduje się, że w roku 2006 import przekroczy 200 mln ton.– Zna pan kopalnie. Co sprawia, że one kuleją i są nierentowne?– Chore jest przede wszystkim zarządzanie. Górnictwo traktowane jest zawsze jak podmiot polityczny. Kto by nie był przy władzy, czerpie z niego korzyści. Tak było za AWS-u, tak było za koalicji SLD-PSL i tak jest teraz. Cały czas nasadza się tu na stołki ludzi, którzy są mierni, ale wierni.– Jedną z propozycji rządu jest łączenie kopalń.– To będzie połączenie bidy z nędzą i sposób na likwidację jednej z nich.– Czy przerost zatrudnienia na kopalniach jest faktem?– Tak, jeśli chodzi o pracowników powierzchni, ale z drugiej strony faktem jest też, że państwu nie opłaca się likwidować jakiegokolwiek stanowiska pracy. Gdy zwolni się pracownika, nie dając mu żadnej alternatywy, przestaje on płacić podatki – podobnie jak zakład, w którym pracował. Społeczeństwu mówi się, że górnictwo jest dotowane przez państwo. To nieprawda, z budżetu idą środki tylko na likwidację przedsiębiorstwa. Tak naprawdę od kilkunastu lat jest w Polsce realizowany nie program restrukturyzacji, ale likwidacji górnictwa.– Czy w związku z realizacją rządowego programu przynajmniej jeden górnik stracił pracę?– Nie, ale struna jest już niebezpiecznie napięta. Poza tym mówimy cały czas o pracownikach dołowych, a nie można zapominać o pracownikach powierzchni. Oni nie mają żadnych gwarancji pracy, a osłony socjalne, które się im proponuje (20 tys. zł pożyczki inwestycyjnej lub 9-miesięczne stypendium na przekwalifikowanie), to raczej próba pozbycia się problemu.– Czy powołanie Kompanii Węglowej było złym pomysłem?– Mówiliśmy od razu, że koncepcja, w myśl której górnictwem miał rządzić ktoś spoza górnictwa, się nie sprawdzi. Prezes Klima nie był ekonomistą i nie mógł się w ciągu kilku miesięcy nauczyć zarządzania tak dużym podmiotem. Wiceprezes Pieronkiewicz jest bankowcem, ale elementy złego zarządzania wciąż się pojawiają. Niezrozumiała jest np. kwestia płatności dla firm, które pracują na rzecz kompanii. Jedni dostają pieniądze w terminie, inni wcale i nikt nie jest w stanie wytłumaczyć, dlaczego tak się dzieje. Kompania znalazła np. drogich pośredników do sprzedaży węgla energetycznego, z którego zbytem kopalnie nigdy nie miały żadnych problemów.– Wicepremier Hausner wytknął ostatnio związkowcom wysokie zarobki i walkę o zachowanie związkowych etatów...– Pokażę panu swój „pasek”, proszę: 1984 zł, w tym 20 dni urlopu, a do tego 430 zł pożyczki. Rzeczywiście związków zawodowych jest w górnictwie trochę za dużo. Mamy już dziesiątki central związkowych, które nie zawsze potrafią się z sobą dogadać. Sami górnicy są już często skołowani. Zmieni się to pewnie po naszym przystąpieniu do Unii.– A ile związkowych etatów ma w kompanii NSZZ Solidarność?– Na ok. 60 tys. członków mamy 80 działaczy na związkowych etatach.– Gdyby przewodniczący Kolorz miał okazję zostać właścicielem kopalni Chwałowice – skorzystałby pan z takiej sposobności? Wiedziałby pan, co zmienić, by kopalnia przynosiła zyski?– Nie mam zacięcia biznesowego... Trzeba by zacząć od kwestii najprostszych, tj. stworzyć efektywny system sprzedaży węgla i wyeliminować nieuczciwych pośredników. Zarządzanie musiałoby być oderwane od polityki. W przypadku pracowników powierzchni zamiast ich zwalniać z pracy, negocjowałbym zawieszenie niektórych elementów ich pensji – trzynastki i barbórki. Pracownik banku wykonuje często bardzo podobną pracę, a takich dodatków nie ma.

Komentarze

Dodaj komentarz