Z prawami, ale bez obowiązków


Po przemianach ustrojowych w naszym kraju zmieniło się dosłownie wszystko: styl życia, rola pieniądza, normy zachowań, bajki dla dzieci i ideały nastolatków. Zmieniła się również szkoła. Reforma systemu oświaty skróciła naukę w szkołach podstawowych i wprowadziła na plac boju gimnazja, do których trafiają absolwenci sześcioletnich podstawówek. Z jednej strony uczniów najmłodszych klas ochroniono przed towarzystwem wyrośniętych dryblasów z siódmych i ósmych klas, z drugiej jednak powołano do życia szkoły, do których według zgodnej opinii specjalistów trafia „młodzież” w najgorszym okresie rozwojowym, „młodzież” mająca w sobie spory ładunek – naturalnej rzekomo w tym wieku – agresji. W nowym środowisku przynajmniej część z tych młodych ludzi chce jakoś zaistnieć, uciec od anonimowości czy wręcz zdobyć uznanie, a może raczej respekt ze strony rówieśników. Rzecz jasna łatwiej to zrobić, rozbijając koledze nos, niż solidnie przygotowywać się do lekcji matematyki. Na to wszystko nakładają się jeszcze podziały geograficzne. Do każdego gimnazjum trafiają zazwyczaj uczniowie z kilku sąsiednich dzielnic miasta, w naturalny sposób tworzą się więc różne grupy nieformalne, które nie zawsze kierują się zasadami równości i solidarności.Poważnym problemem stało się zachowanie uczniów w szkole, na lekcjach i ich stosunek do nauczycieli. W gimnazjach jest z tym coraz gorzej. Uczniowie potrafią być chamscy, wulgarni i często nic nie robią sobie z uwag nauczyciela. Tymczasem repertuar środków jakimi, ten dysponuje, jest śmiesznie nieadekwatny do sytuacji. Bo czy drab, który bez mrugnięcia okiem obraża nauczyciela i ma w nosie cały boży świat, przejmie się uwagą w zeszycie? Szkoła tak naprawdę może niewiele. Gimnazjalistów wciąż dotyczy obowiązek szkolny, więc rogatego ucznia nie można wyrzucić ze szkoły, a tylko przenieść karnie do innej. Na to jednak musi się zgodzić dyrektor szkoły, do której taki „szczególnie uzdolniony” gimnazjalista miałby trafić. I tu rzecz jasna zaczyna się kłopot, bo kto zechce brać sobie na głowę resocjalizację młodych gniewnych?– W dobie reformy ktoś wmówił tym młodym ludziom, że są dorośli i że mają mnóstwo praw, szkoda tylko, że zupełnie zapomniano o ich uczniowskich obowiązkach – komentuje dyrektor jednego z rybnickich gimnazjów. Już kilku nauczycieli zrezygnowało z pracy w jego szkole właśnie ze względu na zachowanie uczniów.– Uczniowie w gimnazjum często wagarują i nie ma na to rady. Dochodzi do paradoksów. Nie ma przepisów, które pozwoliłyby nam rozwiązywać bardzo konkretne problemy. Są np. przypadki, że uczeń przychodzi do szkoły, ale nie idzie do klasy na lekcje. Przyjeżdża straż miejska, policja i okazuje się, że nie jest pod ich jurysdykcją, bo nie naruszył porządku prawnego. Okazuje się oto, że nikt nie ma prawa go zmusić, by poszedł na lekcje. Podobnie wygląda sprawa z uczniami, którzy wychodzą nagle w środku lekcji z klasy i wracają po godzinie. Nie ma na to siły... Nauczyciele boją się już nawet złapać ucznia za ramię, bo przecież rodzic może ich oskarżyć o przemoc fizyczną. Dla poprawy bezpieczeństwa przygotowaliśmy dla naszych uczniów identyfikatory, ale znów okazało się, że nie możemy wymóc na nich, by je nosili, bo to podobno narusza ich godność osobistą. Nie możemy też wyegzekwować punktualności, schludnego wyglądu. Młodzi ludzie farbują włosy, noszą kolczyki, gdzie się da, a dziewczyny przychodzą do szkoły w sylwestrowych makijażach. Ale jeśli nie mamy partnerów w rodzicach, to sami ich nie wychowamy. Uczniowie są przesiąknięci telewizją, grami komputerowymi, zabijaniem. By poszli do teatru, zmusić ich nie możemy – relacjonuje ten sam dyrektor.Sprawa rodziców i sposobu funkcjonowania zabieganych polskich rodzin to jedna z kluczowych kwestii związanych z zagadnieniem „chowania młodzieży”. Czasy, gdy większość rodziców pracowała na ośmiogodzinnych etatach i punktualnie wracała do domu, minęły bezpowrotnie. Wiele rodzin pogrążyło się w chaosie, nie ma wspólnych obiadów, wspólnego spędzania wolnego czasu. Każdy goni według własnego rozkładu zajęć i dom rodzinny często zmienia się w zwykłą noclegownię. Trudno się dziwić, że zmęczeni rodzice wolą oddać dziecku pilota do telewizora, niż zająć się jego wychowywaniem. Rodzice i dzieci coraz rzadziej rozmawiają i wymieniają coraz mniej informacji. – Co tam w szkole? – Fajnie. A fajnie...? To fajnie – to chyba wzorcowy dialog, jaki najczęściej można usłyszeć w statystycznym polskim domu. Niestety to niejedyne zmiany. Wystarczy zastanowić się nad tym, jak bardzo zmieniły się popularne dobranocki. Kojarzone już raczej ze Starym Kinem „Miś Uszatek” czy „Żwirek i Muchomorek” naprawdę uspokajały i usypiały do snu. W dzisiejszych bajkach trwa nieustanna akcja i wszystko wciąż się zmienia. Postaci występujące we współczesnych kreskówkach są często po prostu szpetne, a język, którego używają, mocno niepedagogiczny.To, co nauczycielom szczególnie daje się we znaki, to brak oparcia w rodzicach. Kiedyś, gdy szkolorz dostał w szkole od nauczyciela linijką po łapach, w domu tata poprawił mu jeszcze pasem po tyłku. To, co powiedział nauczyciel, było święte. Dziś po spotkaniu z niektórymi rodzicami nauczyciel ma prawo popaść w depresję. To od ich wychowania powinien zacząć, a dopiero później pomyśleć o ich dzieciach.– Kiedyś jeden z uczniów rzucił się w trakcie lekcji na drugiego z pięściami. Z trudem ich rozdzieliłam. Nie było wyjścia – wezwałam jego matkę do szkoły. Gdy opowiedziałam, co się stało, przyznała, że synowi i w domu zdarzają się takie napady agresji, a zaraz potem palnęła: następnym razem niech pani spróbuje to przeczekać – opowiada młoda nauczycielka jednego z rybnickich gimnazjów.– Czego wymagać od dziecka, skoro jego rodzice na spotkanie z wychowawcą klasy przychodzą tak pijani, że ciężko potem wywietrzyć gabinet. Wielokrotnie rodzice przychodzą i mówią, że ich syn pali w domu, bo przecież nie będą go w czasie deszczu wyganiać na podwórko. Inni wychodzą z założenia, że lepiej, żeby palił, niżby miał ćpać. To przykre, ale takie słyszymy tu opinie. Ręce opadają... – przyznaje dyrektor gimnazjum w Jastrzębiu.Trudno oceniać realną skalę tych wszystkich negatywnych zjawisk, ale z obserwacji wynika, że jest coraz gorzej. Na to wszystko nakłada się mizeria finansowa polskiej oświaty i polskich rodzin. W jednej z rybnickich szkół przeprowadzono ankietę na temat udziału jej uczniów w zajęciach pozalekcyjnych, ale nie organizowanych przez szkołę. Okazało się, że z każdej klasy ledwie po trzy, cztery osoby rozwijają swoje talenty gdzieś poza szkołą. Reszta spędza czas wolny przed telewizorem, komputerem bądź na klatce schodowej.Oczywiście nie brak nauczycieli, którzy nawet społecznie robią wiele, by przynajmniej część zagrożonych patologią duszyczek uratować, ale bez systemowych zmian niewiele wskórają.Trudno bowiem się spodziewać, że w rozregulowanym państwie doczekamy się dobrze funkcjonującej oświaty.

Komentarze

Dodaj komentarz