Lista na salonach


Pierwszy działa wytoczył Franciszek Waniek, radny powiatowy, biorąc na cel wicestarostę Adama Hajduka, bo takie imię i nazwisko figurują w spisie. Wywody rajcy brzmiały tak: „Chodzi o Adama Hajduka, którego znamy, czy też nie o tego. Adam Hajduk nic takiego nie zrobił, bo był tylko w sferze zainteresowań SB, bądź w przypływie uczuć wątpliwie patriotycznych był płatnym agentem czy też tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa, który z niskich pobudek donosił na swoich kolegów, sąsiadów, współpracowników i innych Bogu ducha winnych ludzi, którzy mu się z jakiegoś bliżej nieokreślonego powodu nie spodobali. Moim zdaniem lepiej by było, by nie chodziło o tego Adama Hajduka, ale chcę mieć pewność, czy mogę nadal szanować Adama Hajduka, którego znam, czy też muszę dojść do wniosku, że znałem, przepraszam, skur...”.22 lutego Waniek pytał na forum rady powiatu, czy wicestarosta zwrócił się do IPN-u celem ustalenia swojego statusu. Odpowiedź Adama Hajduka była krótka. Jak mówi, aby komentować głupotę, musiałby zniżyć się do poziomu głupoty, na co jako wicestarosta nie może sobie pozwolić. Nie zamierza też występować do IPN-u z żadnym wnioskiem. Z kolei dzień później na sesji miejskiej radny Wojciech Ziajka w podobnym kontekście co Franciszek Waniek wymienił dwa nazwiska: Stanisław Mika i Maria Wiecha. Pierwsze występuje na liście Wildsteina aż cztery razy. Te same nazwiska noszą radni, będący zarazem zdeklarowanymi przeciwnikami politycznymi. Ze słów Ziajki wynikało, że z własnego doświadczenia wie, jak bardzo plotka czy pomówienie mogą zniszczyć dobre imię człowieka. Dlatego apeluje do radnych, by złożyli do IPN-u wnioski, czy przysługuje im status pokrzywdzonych.Maria Wiecha jest pewna, że nie jest osobą, której nazwisko figuruje na liście. Wypełniła jednak wniosek do IPN-u, przy czym zrobiła to jeszcze, zanim doszło do wycieku listy Wildsteina z instytutu. Tłumaczyła, że w mieście są ludzie, którzy sami niewiele robiąc, próbują jej szkodzić na różne sposoby, mając za złe, że dużo robi. – Spodziewając się wszystkiego, złożyłam wniosek do IPN-u, by w razie ataku od tej strony mieć glejt, że jestem czysta – tłumaczy radna. Stanisław Mika nie przejmuje się tym, że imię i nazwisko, jakie nosi, występuje na liście aż cztery razy. Nie uważa spisu za wiarygodny dokument, zaś sposób jego zdobycia nazywa przestępstwem. Dodaje, że póki lista nie zostanie oficjalnie potwierdzona przez IPN, nie ma zamiaru podejmować żadnych działań. Gdyby kiedyś poczuł taką potrzebę, wystąpi z wnioskiem, ale nie ma zamiaru reagować na apel takich ludzi. – Miałbym im udowodnić, że nie jestem wielbłądem? Ja mam sumienie czyste – mówi Stanisław Mika.W przeszłości był oficerem Wojsk Ochrony Pogranicza. Gdyby więc w jakikolwiek sposób miał trafić na tę listę, to chyba tylko dlatego, że był tym oficerem. Wojciech Ziajka, zapewniając publicznie o czystych intencjach, rozmyślnie lub przez nieuwagę pominął jeszcze jedno nazwisko. Na liście dwukrotnie pojawia się nazwisko Tadeusz Karski. Tak też nazywa się jeden radny, z którego poglądami Wojciech Ziajka zgadza się znacznie bardziej niż z poglądami wymienionej wcześniej dwójki. Tak się złożyło, że w czwartek, tuż po sesji, w urzędzie miasta przyjmował wnioski pracownik IPN-u. Przyszło kilkanaście osób. Wszyscy, z którymi rozmawiałem, przyznali, że pojawili się z powodu sławetnej listy. Żaden nie spotkał się z docinkami, złośliwościami czy szykanami, ale są ciekawi, czy w spisie chodzi o nich, czy też nie. Pewien raciborzanin powiedział, że przyszedłem do magistratu, bo syn znalazł w internecie takie samo imię i nazwisko jak jego.– Chcę więc się dowiedzieć, czy chodzi o mnie, a jeśli tak, to komu co jestem winien. Nie czuję się winny, z nikim nie współpracowałem – przyznaje mężczyzna. Zdaniem innego raciborzanina lista jest fikcją. To, jak mówi, wyczyszczony zbiór, a najbardziej zainteresowani są już zabezpieczeni i się śmieją. – Lustrację należało przeprowadzić zaraz po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, a nie teraz – uważa mieszkaniec Raciborza.

Komentarze

Dodaj komentarz