20050918
20050918


Arkadiusz Jerc, student dziennikarstwa z Żor, przysłał do naszej redakcji list, w którym napisał m.in.: „Za waszym pośrednictwem pragnę poruszyć problem traktowania pasażerów podróżujących wozami linii nr 52. (...)Mam tutaj na myśli panów pracujących w firmie z Żor, która świadczy usługi przewozowe dwoma kilkunastoosobowymi busami, zwykle przepełnionymi. Kierowcy zachowują się ordynarnie i bezczelnie. Chcąc kupić bilet, trzeba prosić kilka razy, żeby szofer w końcu go sprzedał z wielkimi pretensjami, a czasem wręcz z wulgarnymi uwagami. Kolejna uwaga dotyczy sprawy zatrzymywania się na żądanych przystankach. Do kierowców trzeba wręcz krzyczeć „proszę się zatrzymać, wysiadam!!!”, po czym bus mija nasz przystanek i zatrzymuje się na następnym. Jestem naprawdę ciekaw, czy panowie kierowcy robią to wszystko specjalnie, dla żartu, a może próbują urozmaicić sobie nudną pracę?”.Lepsze dużeLinia nr 52, którą prowadzi Zarząd Transportu Zbiorowego w Rybniku, ruszyła z początkiem września ubiegłego roku w zastępstwie linii ŻR. Na początku na wielu przystankach w granicach administracyjnych Żor brakowało tablic z rozkładami jazdy, ponadto mieszkańcy tego miasta mieli problemy z nabyciem biletów. Ledwo żorski magistrat, w którego kompetencji leżało załatwienie tych spraw, uporał się z tamtymi kłopotami, a już pojawiły się następne. – Nie wiem, jak jeździło się autobusami linii ŻR, bo moja przygoda z tą trasą zaczęła się we wrześniu, gdy znalazłam pracę w Żorach – powiedziała nam na dworcu w Żorach 27-letnia Agnieszka z Rybnika. W ciągu tych blisko sześciu miesięcy uznała, że lepiej unikać minibusów.Mieszka w Gotartowicach, gdzie małe wozy zatrzymują się rzadko, choć na przystanku stoją ludzie, więc często nie sposób nie tylko wysiąść, ale i wsiąść. Poza tym na ogół są przepełnione, zdarzają się także nieuprzejmi kierowcy. Pani Agnieszka wybiera się więc tylko na autobusy. Dzięki temu nie spóźnia się do pracy i wysiada niedaleko domu. Wiąże się to z czekaniem, które mogłaby sobie skrócić, wsiadając np. do busika nie spod szyldu 52, ale szkoda jej pieniędzy, bo ma bilet miesięczny. – Planowałam złożyć skargę, dobrzeo, że sprawą zajęły się „Nowiny” – dodaje pani Agnieszka.Unikać tłokuKazimierz Koś z Rybnika, który pracuje w Żorach, oświadczył nam, że do minibusa wsiadł raz. Więcej nie wsiądzie, bo pasażerowie byli stłoczeni jak śledzie w beczce. Inni podróżni żalą się, że kierowcy często krzyczą na ludzi, iż ci zasłaniają im widoczność. Chłopak też stwierdza, że szoferzy są złośliwi. – W dodatku nieraz hamują tak gwałtownie, że ludzie, którzy jadą na stojąco, „lecą” do przodu lub tyłu, a pozostali o mało nie spadają z siedzeń – dodają. Po południu ludzie nie mają jednak wielkiego wyboru, bo po godz. 16, jak mówią, na tej trasie kursują w większości minibusy. Szef żorskiej firmy powiedział nam, że te problemy biorą się głównie z przepełnienia. Obecnie bowiem kursów miejskich busów jest dwa razy mniej niż kiedyś, ale pasażerów nie ubyło. Stąd pojawiły się wytyczne dotyczące zwiększania liczby miejsc stojących kosztem siedzących (chodzi o wymontowywanie siedzeń), aby busy były bardziej funkcjonalne i pojemne. Komfort podróży na stojąco jest jednak nieporównywalny do komfortu podroży na siedząco, co skutkuje m.in. nieporozumieniami. – Jeden z kierowców e jest nerwowy, ale jak dziwić się jego irytacji, kiedy ktoś dewastuje mu coś w wozie? – pyta szef firmy i dodaje, że pasażerowie też bywają różni. Niekiedy mają pretensje do szoferów, że ci zatrzymują się między przystankami na prośbę jakiejś babci, bo oni nie zdążą do pracy. Nierzadko proszą o bilet chcąc zapłacić np. 50-złotowym banknotem.Kiedyś kierowca poprosił takiego pasażera, żeby poszedł do kiosku, bo nie miał drobnych, żeby mu wydać, to ten pan złożył skargę. – Proszę mi wierzyć, że ci kierowcy też są biedni – wylicza właściciel firmy. Dodaje, że jego podwładni starają się wysadzać pasażerów tam, gdzie ci sobie tego życzą, i nie zostawiać ludzi na przystankach. W tłoku mogą jednak nie usłyszeć, że ktoś woła prosząc o zatrzymanie busa. – Tak czy inaczej to my jesteśmy dla pasażerów, a nie odwrotnie. Ja dokładam starań, żeby wszystko było jak najlepiej, ale zdarzają się różne sytuacje – tłumaczy właściciel żorskiej firmy.Przetarg pomożeKazimierz Berger, dyrektor ZTZ, jest zdziwiony tą sytuacją, gdyż do niego nie dotarła żadna skarga. – Szkoda, bo od razu reagujemy na sygnały pasażerów. Na skutek ich interwencji dokonaliśmy już modyfikacji w rozkładzie jazdy – wyjaśnia. Zmiany polegały na zastąpieniu busa autobusem bądź odwrotnie lub „wzmocnieniu” obciążonych kursów dodatkowymi pojazdami. Dzięki temu rozkład jazdy jest taki sam, tyle że o określonej godzinie odjeżdżają dwa wozy zamiast jednego. Jeżeli chodzi o zachowanie kierowców, władze ZTZ nie mogą upomnieć ich bezpośrednio, mogą jednak zwrócić się do szefa tej firmy, co też niezwłocznie zrobią. ZTZ w ogóle zależy na tej linii, ponieważ korzysta z niej mnóstwo ludzi. Teraz obserwuje sytuację szczególnie uważnie, gdyż planuje ogłosić nowy przetarg na jej obsługę.Poprzedni (trzy lata temu) wygrał m.in. żorski przewoźnik, stąd też jego minibusy pojawiły się na tej trasie. Są ich cztery (a nie dwa), a jeżdżą na zmianę z autobusami. Kursów tych ostatnich jest jednak nieporównywalnie więcej, stąd też dyrektor Berger nie zgadza się z opinią, że po południu na tym szlaku jeżdżą głównie małe wozy. – Tak czy inaczej prowadzimy tam częste kontrole, a ostatnio sprawdzaliśmy tę linię nawet w soboty wieczorem – dodaje. ZTZ chce, żeby po przetargu wszystko było bez zarzutu. Sprawa rozstrzygnie się w końcu czerwca, wtedy na trasę wyruszy nowy przewoźnik.

Komentarze

Dodaj komentarz