Nie popadać w skrajności


Spór dotyczy jednego meandra (czyli zakola) spośród kilku znajdujących się na ośmiokilometrowym odcinku Odry od Chałupek i Bogumina do ujścia Olzy przeznaczonym do ochrony. Podczas powodzi w 1997 roku wezbrane wody wyżłobiły sobie nowe koryto, przerywając meander jak po cięciwie łuku i skracając bieg o około 600 metrów. Z tego powodu powstała wyspa rzeczna. Przy niższych stanach wody rzeka płynie nowym nurtem, a zakole wysycha. Po powodzi RZGW doszło do wniosku, że trzeba doprowadzić rzekę do stanu poprzedniego, czyli zasypać przebitkę. Argumentowano, że jest to konieczne z powodu zwiększonego spadku wody płynącej w nowym korycie, co mogłoby doprowadzić do destabilizacji brzegów. Z tego powodu pojawiły się pomysły wybudowania progu w korycie rzeki, a także sztucznego przekopu przez meander. WWF zwróciła się wtedy do strony polskiej i czeskiej o wstrzymanie się od prac. Chciała wpierw zlecić naukowcom wykonanie ekspertyz. Miały one wykazać, czy zostawienie rzeki w zmienionym korycie rzeczywiście wpłynie na erozję, czyli niszczenie brzegów, oraz na osadzanie się na dnie rozpuszczonych materiałów, co mogłoby zwiększyć zagrożenie powodzią.Wedle RZGW, przerwanie meandra było efektem zdziczenia rzeki, a nie naturalnym procesem, który należałoby chronić. – Zgodziliśmy się jednak na dwuletnie wstrzymanie się od działań – mówi Józef Klepacz z raciborskiego inspektoratu RZGW. Na zlecenie WWF Polska niezależne badania przeprowadziły Akademia Rolnicza we Wrocławiu, Uniwersytet Śląski oddział w Sosnowcu oraz Uniwersytet Techniczny w Brnie. Ich wyniki potwierdziły racje zwolenników zasypania odcinka rzeki wyżłobionego podczas powodzi. Nie wiedzieć czemu wnioski z badań nie znalazły się w opracowaniu „Przestrzeń dla rzeki. Ochrona walorów przyrodniczych polsko-czeskich meandrów Odry jako model rozwiązań dla innych cieków granicznych Europy” przygotowanym przez Piotra Nieznańskiego z WWF Polska. W regionalnym zarządzie popierają ochronę tego odcinka Odry. Uważają jednak, że nie należy popadać w skrajności, ale znaleźć kompromis. – Rozmawiamy o tym z WWF Polska – mówi Rafał Łagosz, kierownik raciborskiego inspektoratu RZGW. Sprawa nie jest prosta, gdyż przerwanie meandra nastąpiło w Czechach, zaś tego skutki odczują głównie Polacy. Ewentualna regulacja będzie kosztowna. Pytanie, kto powinien za nią zapłacić. Czy tylko Czesi, czy również Polacy?Są to szczegóły wymagające dogadania. Ekolodzy chcą uzyskać zgodę dla swoich planów od zwierzchników RZGW, czyli rządu, i tym samym od razu rozwiązać problem. Czy im się to uda? WWF jest międzynarodową organizacją ekologiczną o sporych możliwościach. Polski oddział doprowadził m.in. do utworzenia Biebrzańskiego Parku Narodowego. Opracował też cały program ochrony Odry, który obejmuje również otoczenie opieką meandrów. Podjęto już pierwsze działania. W październiku zeszłego roku wojewoda śląski wydał rozporządzenie, na mocy którego meandry są obszarem chronionego krajobrazu. Oznacza to, że nie wolno zmieniać rzeźby terenu (wolno wykonywać tylko niezbędne prace dla zabezpieczenia przeciwpowodziowego) ani wznosić budynków w pasie szerokości stu metrów od rzeki. Meandry objęto również ochroną prawną po czeskiej stronie. Tam dodatkowo wciągnięto je na rządową listę Natura 2000 jako ostoję ptasią i siedliskową. Koncepcja ochrony meandrów podoba się mieszkańcom Chałupek, a także władzom Krzyżanowic. Jedni i drudzy podkreślają, że utworzenie takiej ostoi przyrody pomoże w promocji gminy, a być może ożywi nawet region turystycznie. To zaś będzie okazją do zarobienia pieniędzy. Gmina Krzyżanowice zawarła więc porozumienie z WWF o współdziałaniu na rzecz realizacji projektu „Przestrzeń dla rzeki”. Z kolei rada powiatu raciborskiego podjęła uchwałę o poparciu tych działań.Ekolodzy za własne pieniądze chcą wykupić tereny nadrzeczne objęte ochroną i przeznaczyć je do celów naukowych i edukacyjnych. Planują też przywrócić nad brzegami naturalną roślinność. Teraz pleni się tu rdestowiec, czyli dziki rabarbar. Tworzy on gęste chaszcze wysokich badyli. Jest chwastem pochodzącym ze Wschodu, trudnym do wytępienia. Działacze WWF chcą się porozumieć z rolnikami z Chałupek i Zabełkowa, by wykosili i wyniszczyli chemicznie rdestowca. Zastosowanie herbicydu odbędzie się pod ścisłą kontrolą naukowca z Katedry Botaniki Uniwersytetu Śląskiego. Wykaszanie chwastów powinno się rozpocząć w czerwcu i potrwa nawet dwa lata. Miejmy nadzieję, że WWF i RZGW dojdą do porozumienia. Rozbieżności dotyczą przecież jednego zakola, a trudno, żeby z tego powodu padła cała idea. Ekolodzy na pewno rozumieją, że w imię ochrony przyrody nie można poświęcać zabezpieczenia przed falą.

Komentarze

Dodaj komentarz