Niemiecki do tablicy


– W tym roku i tak czeka nas wymiana tablic na rogatkach miasta z wypisanymi nazwami miast partnerskich Raciborza, bo obecne wyglądają okropnie. Nie będziemy więc wydawać dodatkowych pieniędzy. Moim zdaniem nic nie stoi na przeszkodzie, by przy okazji nanieść napisy również po niemiecku i czesku – uważa Szypowski.Był niedawno na krótkim urlopie w Gubinie i przekonał się, że w tym mieście wprowadzono podobne rozwiązanie, które znakomicie się sprawdza. Gubin to dziewiętnastotysięczne miasteczko przy granicy z Niemcami. Mirosław Szypowski wychowywał się w nim. Mieścina jest znana z przejścia granicznego, z którego już całkiem niedaleko do Berlina. Właśnie w Gubinie na ważniejszych skrzyżowaniach znajdowały się tabliczki ze strzałkami wskazującymi kierunek do urzędu miasta czy pośredniaka. Pod nazwami polskimi widniały niemieckie tłumaczenia. Zastępca prezydenta widział również dwujęzyczne tabliczki na zabytkowych budynkach. Oprócz nazwy obiektu notki przedstawiały informacje o jego historii. Niemieckie napisy pomagały turystom zza Odry w poruszaniu się po mieście. Według Szypowskiego podobne tablice mogłyby pojawić się w Raciborzu np. na urzędzie miasta, muzeum, przed arboretum czy rezerwatem Łężczok.Temat pojawił się niedawno. Urzędnicy wojewody zapytali prezydenta, czy rozważał możliwość dodania na tablicach nazw w języku mniejszości narodowej. Wojewoda dałby na to przedsięwzięcie pieniądze. Dodanie nazw obcojęzycznych na urzędowych szyldach umożliwia obowiązująca od stycznia ustawa o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku narodowym. Szypowski przyznaje, że miasto dotąd nie rozważało wykorzystania przepisów tej ustawy. Przedstawicielom wojewody prezydent odparł, że wpierw chciałby zasięgnąć opinii tutejszej mniejszości niemieckiej. Reprezentujące ją DFK Racibórz przyklasnęło tej inicjatywie. Joachim Strzeduła, przewodniczący oddziału DFK Racibórz, i Oskar Duk, szef zarządu wojewódzkiego DFK, napisali do prezydenta m.in.: „liczymy na to, iż znaczna część ludności polskiej zechce wykorzystać dla naszego wspólnego miasta szansę, jaką daje »Racibórz wielu kultur« i zgodzi się na to, aby w nazewnictwie miasta i ulic wprowadzić dodatkowo również nazwy niemieckie. Jednocześnie poinformowali prezydenta, że przesyłają na jego ręce wniosek do rady gminy o wprowadzenie takich nazw.Mniejszość w swoim entuzjazmie poszła za daleko, bo akurat magistrat nie myślał o dopisywaniu niemieckich wersji nazw ulic. Według Szypowskiego nie miałoby to większego uzasadnienia. Na razie prezydent nie ma nawet zamiaru wnioskować o cokolwiek w radzie miasta. Jak mówi, wpierw wszystko trzeba dokładnie przemyśleć i przeliczyć. Gdyby Racibórz zamierzał wykorzystać wspomnianą ustawę o mniejszościach i tym samym sięgnąć po państwowe pieniądze, musiałby przeprowadzić konsultacje społeczne. Przepisy mówią bowiem, że radni są uprawnieni do wprowadzenia nazwy w języku mniejszości bez pytania pozostałych mieszkańców o zdanie tylko w jednym przypadku. Otóż członkowie mniejszości musieliby stanowić co najmniej 20 proc. wszystkich mieszkańców gminy. Tymczasem w przeprowadzonym w 2002 roku powszechnym spisie ludności tylko 3,72 proc., czyli około tysiąc raciborzan, zadeklarowało się jako Niemcy. Konsultacje byłyby więc konieczne. Otwartą kwestią jest, czy samorządowcy zdecydują się je przeprowadzić, jeśli tak, to kiedy i kto miałby za to zapłacić. Być może prezydent uzna za lepsze rozwiązanie sfinansowanie tablic z pieniędzy gminnych, bez zawracania głowy konsultacjami. W grę wchodziłoby bowiem zaledwie kilka tablic i szyldów, więc koszty byłyby minimalne. TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz