Co sie dzialo na obozie
Co sie dzialo na obozie


Obóz zorganizowało miejscowe koło stowarzyszenia Wspólnota Polska, przebywało tam 28 polskich zuchów i harcerzy z Białorusi oraz Rosji. Grądzik twierdzi, że 70-letni komendant i jego zastępczyni (prywatnie żona) zachowywali się skandalicznie. Szef był stale nietrzeźwy i paradował w samych majtkach. Poza tym wraz z zastępczynią poniżał uczestników obozu. Młodzi ludzie słyszeli np., że „w kołchozie żarliście ziemniaki i tu też będziecie jedli ziemniaki i bliny”. – Te dzieci płakały i mówiły, że już więcej nie przyjadą do Polski – opowiada Grądzik. Dodaje, iż harcerze pili wodę z umywalki, bo mimo upałów nie było nic innego. Zdaniem podharcmistrza woda z kwaskiem cytrynowym podawana w termosie nie nadawała się do picia. Brakowało warzyw i owoców, a jeśli już były, to podgniłe. Rybniczanin oburza się, że cała ta sytuacja nie była skutkiem braku pieniędzy. Ponad 33 tys. zł na organizację obozu przekazał Senat RP, zaś prawie 8 tys. zł miejscowe firmy. Ponadto przedstawia dwa oświadczenia. Jedno napisała rosyjska harcerka. Dziewczyna skarży się w nim, że została „wyzwana i upodlona” przez wicekomendantkę. Autorką drugiego pisma wedle Grądzika jest opiekunka młodzieży z Białorusi, która ujawnia, iż na koniec turnusu musiała podpisać oświadczenie, że nie ma zastrzeżeń do wyżywienia i warunków. Grożono jej policją i prokuraturą oraz tym, że jeśli nie podpisze oświadczenia, to nie otrzyma paszportu. To samo musiał zrobić instruktor harcerski z Białorusi.Słowa Jana Grądzika potwierdzają harcmistrz Danuta Oracz, instruktorka ds. zuchów, i pielęgniarka Ewa Szczygieł (także z Rybnika), które były na obozie. Pierwsza dodaje, że dwóch chłopców zabrała z obozu rosyjska wicekonsul, bo już mieli dosyć takiego „wypoczynku”. – To wstyd dla kraju – kwituje. Pani Ewa zaznacza, że 11-letnie dzieci zakwaterowano w namiotach zamiast w domkach kempingowych. Skandalem nazwała to, że młodzi Polacy zza wschodniej granicy musieli spać na brudnych poduszkach i koszach. Grądzik twierdzi, że powiadomił o wszystkim wicestarostę mrągowskiego, kwaterę główną ZPH w Warszawie i marszałka Senatu. Dodzwoniliśmy się do wicekomendantki obozu (równocześnie wiceszefowej koła Wspólnoty Polskiej), która mówi, że to Jan Grądzik raczył się piwem w towarzystwie pewnej pani. Ponadto pijany miał wpaść do wody, a komendant musiał go ratować. Na domiar miał flirtować z 17-letnią dziewczyną. Powiedziała, że kontrole nie stwierdziły nieprawidłowości na obozie, a na koniec stwierdziła, że nie będzie rozmawiała przez telefon. Grądzik twierdzi, że nie pił na obozie żadnego alkoholu. Natomiast wezwał policję do pijanego komendanta, który dmuchał w alkomat, co można sprawdzić w tamtejszym komisariacie. 17-letnia dziewczyna była białoruską instruktorką, którą miałem się zaopiekować, bo nikt inny nie podjął się tego zadania – opowiada rybniczanin.Zbulwersowana całą tą historią jest hm. Halina Jankowska, szefowa zespołu ds. współpracy z harcerstwem za granicą w kwaterze głównej ZHP w Warszawie. Zastrzega, że nie był to obóz harcerski, gdyż zorganizowała go Wspólnota Polska, choć prowadzącymi były osoby od wielu lat działające w związku. – Teraz są seniorami współpracującymi z ZHP, ale to niczego nie usprawiedliwia – zaznacza. Przyznaje, że 27 lipca otrzymała list podpisany przez troje opiekunów z obozu w Młyniku, w tym phm. Jana Grądzika, którzy zarzucają komendantowi i jego zastępczyni szereg nieprawidłowości. – Moim zadaniem jest dociec, co tam się działo naprawdę – tłumaczy Jankowska. Dodaje, że jeśli zarzuty się potwierdzą, takie osoby już nigdy nie powinny otrzymać zgody na prowadzenie obozu. Z drugiej strony zaznacza, że otrzymała list od uczestników z Kaliningradu, którzy dziękują za to, że mogli odwiedzić Polskę, bo znali ją tylko z opowieści swoich babć.
Tekst i zdjęcie: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz