fot. pexels.com
fot. pexels.com

Barbara zdecydowała się podzielić historią swojego zmagania się z depresją. - Uważam, że to ważne. Szczególnie teraz, gdy liczba zachorowań wzrasta, pandemia zdecydowanie na nas wpłynęła i odbiła się negatywnie na zdrowiu psychicznym wielu ludzi - podkreśla rybniczanka.

Początki jej depresji sięgają okresu gimnazjum (czyli bardzo wcześnie!). Wówczas objawiała się ona natrętnymi, nawracającymi myślami o bezsensie ludzkiej egzystencji, nieważności podejmowania jakichkolwiek działań, wszechobecnym cierpieniu i ogólną niechęcią do kontynuowania swojego życia.

- Nie zabiłam się do tej pory, bo zwyczajnie nie mam odwagi. Poza tym z nadzieją oczekuję na lepsze momenty, które również się zdarzały – choć zdecydowanie rzadziej niż te złe (śmieje się).

Każdy dzień walką

Czy udaje jej się w miarę normalnie żyć z nieustannie nawracającą depresją? - Tak, żyję. A właściwie zmagam się z życiem. Każdy dzień jest walką – walczę o to, żeby udało mi się wstać z łóżka, żebym dała radę zjeść cokolwiek na śniadanie, a potem walczę w pracy. Jeśli pojawiają się myśli o bezsensie, staram się je po prostu ignorować. Uczę się tego na psychoterapii od wielu lat. Trochę się udało, więc jednak te psychoterapie mają chyba jakiś sens, choć przez długi czas ostro to negowałam. Trzeba jednak dobrze trafić, bo można się przejechać, trafiając na niekompetentnego psychoterapeutę. Ważne jest, aby do skutku szukać takiego, który w końcu okaże się odpowiedni - opowiada.

Czytelniczka twierdzi, że depresja powraca do niej aktualnie raz na kilka tygodni. Jest to zatem zdecydowana poprawa w stosunku do tego, co było wcześniej.

- Oprócz psychoterapii bardzo ważne jest przyjmowanie leków. Nie bójmy się psychiatrów ani pigułek, bo niejednokrotnie uratowały one komuś życie. Ważne jednak, żeby zażywać leki zgodnie z zaleceniami lekarza i nie eksperymentować samodzielnie z dawkami. Są ludzie, którzy decydują się stawiać wyłącznie na jedno – samą psychoterapię lub samą farmakologię. Zwykle nie kończy się to zbyt dobrze, szczególnie u tych pierwszych. Psychoterapia rzeczywiście jest pomocna, pomaga docierać do źródeł konkretnego problemu, ale nie jest w stanie uspokoić ciężkich objawów fizycznych, które niejednokrotnie wręcz uniemożliwiają normalne funkcjonowanie. Stawianie na same leki to również równia pochyła, bo nie mamy pojęcia, jak długo dana substancja będzie na nas działać. Współcześnie zdecydowana większość specjalistów zaleca łączenie tych dwóch jako najskuteczniejszą metodę leczenia - mówi Barbara.

Błędne koło 

Zapytana o to, czy jej to połączenie dwóch metod rzeczywiście pomogło, opowiada: - Nie chciałabym wprowadzić nikogo w dodatkowe załamanie, ale mam wrażenie, że nie. A przynajmniej nie do takiego stopnia, bym mogła funkcjonować jak tzw. normalni ludzie. Wciąż mam silne lęki przed odrzuceniem, boję się podjąć nowej pracy, myśli o bezsensie wracają niemal codziennie – i nie zawsze udaje mi się je od siebie odepchnąć. Czasem wchodzę w to błędne koło myślenia o śmierci, cierpieniu i kresie wszystkiego, a wtedy wpadam w taki stan, to muszę ponownie wrócić do psychiatry i kombinujemy nad modyfikacjami w moim leczeniu. Choć terapeutka wielokrotnie powtarzała mi, że to będzie wracać i mam to po prostu przeczekiwać, to na ten moment jeszcze nie potrafię – zwyczajnie wpadam w atak paniki i potrzebuję czegoś mocnego, żeby się uspokoić.

Gdy próbowaliśmy dociec, czy miewa również lepsze dni, odpowiedziała ze sporym powątpiewaniem: - Owszem, coś takiego się zdarza, ale jest ich może kilka w ciągu roku. Przez większość czasu odczuwam rozpacz lub obojętność na wszystko, co dzieje się wokół, łącznie ze mną - wyjawia.

Zapytana, czy próbowała szukać odpowiedniego dla siebie zajęcia, jakiejś pasji, odpowiada: - Tak, próbowałam grać na gitarze. Jednak każda najmniejsza porażka wprowadza mnie w takie zniechęcenie, że szybko to porzucam i zaczynam wyrzucać sobie, że jestem beznadziejna i do niczego się nie nadaję.

Co dalej?

A jakie są rokowania w ocenie lekarzy? - Lekarze twierdzą, że są w stanie w dużej mierze mi pomóc, ale dodają, że pewna taka rysa już w człowieku pozostaje… W trudniejszych chwilach życiowych to może powracać i wówczas trzeba nauczyć się stawiać temu czoła. Generalnie są zdania, że mogą mi pomóc i zrobią co w ich mocy, ale jednocześnie nie ukrywają tego, że jest to choroba nawracająca, na co powinnam być w razie konieczności przygotowana - przyznaje pacjentka.

Komentarze

Dodaj komentarz