Do baru prosze
Do baru prosze


Jak dotąd najdłuższy kurs trafił się do Markowic. To dobre pięć kilometrów pedałowania w jedną stronę.– Kolegi nie było godzinę. Wrócił porządnie zmęczony, ale swoje zarobił – śmieje się Andrzej Bryk.Wydawałoby się, że riksza, pomyślana jako atrakcja turystyczna powinna przyciągać głównie przyjezdnych. Tymczasem riksiarze dorobili się stałych klientów wśród mieszkańców. Dowożą ich do pracy, baru. Pewno również odbierają z powrotem. Przejażdżka na świeżym powietrzu przyjemnie orzeźwia.Riksiarze są młodymi ludźmi. Dorabiają w ten sposób przez wakacje. Są zadowoleni. Opłaca się. Minimalna dniówka to 20-30 zł, ale czasem kasują nawet 150 zł. Od klientów wydających im się niepewnymi wolą wziąć pieniądze z góry. Nauczyli się przezorności po kilku nieprzyjemnych zdarzeniach. Amatorzy przejażdżki zaliczali kurs, ale płacić nie myśleli. Gonić ich nie sposób. Rikszą odpada – jest powolna i mało zwrotna. Zostawić pojazdu też nie wolno. W końcu odpowiada się za niego.– Przeżyłem coś takiego. Wiozłem dwóch wyrostków. Zwiali mi przez bramę między blokami – opowiada Rafał Kudla.Riksze pojawiły się rok temu. Początkowo były wykonywane chałupniczo. Przypominały trochę kanapę z autobusów miejskich na kółkach z przyspawanym dachem. Teraz są to już profesjonalne pojazdy wytwarzane przez wyspecjalizowany zakład. Ponoć lepiej się nimi kieruje, kiedy klient siedzi z przodu. Wtedy są bardziej dociążone i tym samym stabilniejsze.Nie mogłem odmówić sobie przyjemności przejażdżki. Wsiadłem na rynku. Powiedziałem kierowcy, by wybrał trasę z metą na parkingu przy urzędzie miasta, gdzie zostawiłem samochód.– Generalnie klienci są mili. Rozmawiamy z nimi, czasem chcą, by im coś wytłumaczyć bądź opisać coś, co akurat mijamy. Raczej nie mam z tym kłopotów. W szkole uczestniczyłem w kilku turniejach wiedzy o mieście, więc coś tam wiem – opowiada Andrzej Bryk.Minęliśmy po lewej stronie kościół farny. Ludzie przechodzą obok nas obojętnie. Przypuszczam, że bardziej zainteresowaliby się przechodniem z kotem na smyczy. Widać, że oswoili się już z widokiem riksz. Kierowcy chyba również, bo żaden nie trąbił, żeby ustąpić miejsca.– Chyba jednak trochę ich denerwujemy, szczególnie na wąskich uliczkach, gdzie nie ma miejsca na wyminięcie nas – mówi mój przewodnik.Z ulicy Opawskiej skręciliśmy do parku im. miasta Roth. Tu w pełni docenia się walory rikszy. Przejażdżka spacerowym tempem parkowymi alejkami potrafi zrelaksować. Potem ulicami Kolejową, Pocztową oraz Batorego dotarliśmy do parkingu przy magistracie. Kilkanaście minut upłynęło szybko. Czuć było każdą dziurę bądź wybrzuszenie, ale w sumie przejażdżka okazała się całkiem sympatyczna. Przy tym niezbyt kosztowna – raptem 2,50 zł za 10 minut.
Tekst i zdjęcia: TOMASZ RAUDNER

Komentarze

Dodaj komentarz