Pieskie zycie
Pieskie zycie


Krzysztof, miły trzydziestolatek, jest bezdomny od roku. Kiedyś mieszkał z rodzicami. Kiedy rodzinę wyeksmitowano za niepłacenie czynszu, matka i ojciec zabrali ze sobą młodsze dzieci, a najstarszy syn trafił na bruk. Z zawodu jest piekarzem cukiernikiem. Walczy ze swoją bezdomnością. Nie pije, kąpie się rano i wieczorem, od rana do wieczora szuka pracy. – Firmy nie chcą jednak zatrudniać osób bez zameldowania – stwierdza. Nie wygląda na swoje trzydzieści lat, ale dużo młodziej. – Powinienem pracować, a nie pozostawać na garnuszku miasta – mówi. Włodzimierz był zatrudniony w firmie budowlanej. Pracodawca płacił niewiele i to z dwu-, trzymiesięcznym opóźnieniem. Rybniczanin zalegał z opłatami za mieszkanie, aż w końcu został bez dachu nad głową. Z kolei prawie pięćdziesięcioletni ślusarz spawacz nie ma roboty, bo jest bezdomny, a na domiar złego za stary. Nie chce podać nawet swojego imienia.Nie jesteśmy gorsiMężczyźni znacznie chętniej opowiadają o fatalnych ich zdaniem warunkach w noclegowni oraz innych problemach. To prawdziwa lawina skarg. – Chcemy żyć godnie. Nie jesteśmy ludźmi gorszej kategorii, choć często tak się nas traktuje – mówią gorzko. Wyliczają, że w budynku nie ma ani jednej lodówki. Kiedyś była, ale odkąd się zepsuła i wylądowała na śmietniku, trzymają prowiant w wersalkach. – Rano często wędlina nie nadaje się do jedzenia – żali się jeden z pensjonariuszy. Prawie wszyscy narzekają na jakość posiłków, które dostają w jadłodajni. – W cienkim rosole pływa trochę kaszanki, a kotlet mielony to by trzeba rozrąbywać siekierą, bo taki twardy – tłumaczy z przekąsem starszy mężczyzna. Dlatego niektórzy z nich wolą nazbierać złomu, a za zarobione pieniądze kupić jedzenie w sklepie. Każdy bezdomny otrzymuje z ośrodka opieki społecznej 10 bonów towarowych wartości 100 zł. Ludzie podkreślają, że to zbyt mało, a poza tym muszą wymieniać bony w sklepie Misztela, jednym z droższych w Rybniku. W tej sytuacji dostają za nie niewiele jedzenia.W świetlicy stoi telewizor. Sęk w tym, że na ekranie prawie nic nie widać. – Chcieliśmy założyć antenę na dachu, ale nie zgodziła się na to kierowniczka – twierdzą pensjonariusze. Żalą się, że są źle traktowani przez urzędników. Krzysztof niedawno został wyrzucony z autobusu przez kontrolera biletów: jechał w poszukiwaniu pracy do Jastrzębia. Nie miał biletu, bo za co miał go kupić? Nie on jeden zresztą często podróżuje na gapę. Kontroler wypisał mu mandat za 50 zł i kazał wysiąść w połowie drogi. – Wróciłem do Rybnika pieszo. Powinniśmy mieć prawo do bezpłatnych przejazdów – uważa Krzysztof. Rybniccy bezdomni nie mają się gdzie podziać pomiędzy godz. 14.30 a 19. Rano i w południe mogą siedzieć w jadłodajni. Po południu muszą opuścić budynek przy ulicy Chrobrego. Wtedy wałęsają się po mieście bez celu. Przesiadują na dworcach PKS i PKP, choć stamtąd przeganiają ich SOK-iści. Pytają, dokąd mają pójść, jak pada deszcz. – Na Wigilię telewizja pokazała, jak bezdomnym w Rybniku jest dobrze. Ale to nieprawda – mówią. Chcieliby, żeby w mieście była świetlica, otwarta przez cały dzień. Mirosław Pacyga oburza się, że w tym roku nie było jeszcze spotkania z kierowniczką placówki. – Komu mamy opowiedzieć o swoich problemach? – pyta. Jan Brzezina remontuje mieszkanie socjalne przy ulicy Janiego. Chętnie poszedłby już na swoje. Na razie jest to niemożliwe, bo dostał z OPS-u tylko 150 zł na remont.Lodówka pod paragrafemEdyta Wąsowicz, kierowniczka zespołu ds. bezdomności obejmującego noclegownię i jadłodajnię, uważa, że miasto zapewnia jej podopiecznym dobre warunki. Oprowadza po pokojach. Oprócz jednego ośmioosobowego są dwójki, trójki, czwórki i piątka. Noclegi są bezpłatne. Placówka przyjmuje mieszkańców Rybnika, którzy mają skierowanie z OPS-u. – Jeśli jednak pojawi się ktoś w nocy z innej miejscowości, to nie odeślemy go z kwitkiem – zaznacza szefowa placówki. Pensjonariusze otrzymują środki czystości i posiłek. Noclegownia jest czynna od godz. 19 do 7. Mogą z niej korzystać wyłącznie trzeźwi, a wielu bezdomnych nadużywa alkoholu. Osoby na rauszu nie są tu wpuszczane. Czasem kierownictwo musi nawet prosić o interwencję straż miejską. Kierowniczka wyjaśnia, że w noclegowniach nie powinno być lodówek. Takie są przepisy. Kiedyś pensjonariusze przynieśli lodówkę, którą gdzieś znaleźli. – Pozwoliłam na jej używanie. Oni jednak nie dbali o urządzenie. Kiedy się zepsuło, oddaliśmy je na złom – wyjaśnia. Przyznaje, że dawniej jedzenie nie było zbyt dobre. Powiedziała o tym przełożonym i firma prowadząca kuchnię poprawiła jakość posiłków. Jej zdaniem bezdomni nie powinni przesiadywać od 14.30 do 19 na dworcach, ale szukać pracy. Podkreśla, że co roku od 1 października do końca kwietnia jadłodajnia jest czynna przez cały dzień (od godz. 7 do 19), ale latem nie ma takiej potrzeby.Kierowniczka wyjaśnia, że nie jest przeciwna umieszczeniu anteny telewizyjnej na dachu. – Nie mamy tylko odpowiednio długiej drabiny, po której można by wejść na ten dach i ją zamontować – kwituje. Jeżeli chodzi o sprawę robienia zakupów w sklepie Misztela, to jest tak dlatego, że firma ta wygrała przetarg. Emila Rządek, zastępca dyrektora OPS-u, mówi, że sklep oferuje również tańsze artykuły. W poprzednich latach bezdomni robili zakupy w Merkpolu, w którym rzeczywiście było taniej. Po jego zamknięciu trzeba było znaleźć inny sklep. Wiceszowa OPS-u dodaje, że do przetargów nie przystępują zagraniczne sieci handlowe, prowadzące supermarkety. Widocznie nie życzą sobie bezdomnych wśród swoich klientów. Część osób bez zameldowania nie chce korzystać z noclegowni. Wolą żyć po swojemu. Jurek, Zenek i Andrzej Wieczorek postawili szałas w lesie i mieszkają tam przez okrągły rok. Ten pierwszy wyszedł z więzienia, gdzie spędził dziewięć miesięcy za niepłacenie alimentów. Córka mieszka z żoną w Krakowie. Jurek szuka pracy w zawodzie tapicera. Wieczorek jest bezdomny od czterech lat. On także siedział. Ukradł rower, który sprzedał za 500 zł. A ponieważ nie było to pierwszy raz, sąd skazał go na rok odsiadki. Ma 45 lat, jest kawalerem, introligatorem. Kiedyś mieszkał przy ulicy Raciborskiej. Kiedy miasto zburzyło dom, by zrobić miejsce pod budowę centrum Plaza, stracił dach nad głową. Czeka na mieszkanie zastępcze. Nie ukrywa, że lubi alkohol. – Piję z bólu i smutku – twierdzi.Zenek odszedł z domu, kiedy dowiedział się, że żona jest w ciąży z innym facetem. Było to piętnaście lat temu. Ma trzech synów, z którymi utrzymuje kontakt. – Do żony nie wrócę, bo przyprawiła mi rogi. Wolę mieszkać w leśnym szałasie – stwierdza Zenek.
Tekst i zdjęcia: IRENEUSZ STAJER

Komentarze

Dodaj komentarz