Zamach na marszalka
Zamach na marszalka


Pustkę bodaj pierwszy zauważył fotografik Andrzej Żabka, który stwierdził, że na ścianie wisi tylko tabliczka z informacją, że to obiekt zabytkowy. Zapytał więc w magistracie, czy będzie tam remont. Ponieważ nie ma takich planów, urzędnicy zadzwonili na policję. Tam powiedzieli, że już mają tę tablicę. – Ucieszyliśmy się, bo myśleliśmy, że trzeba załatwić nową – opowiada Tomasz Górecki, magistracki rzecznik. Jak informuje podinspektor Witold Orman, szef wydziału prewencji, 24 sierpnia tuż po godz. 23 jeden z ochroniarzy pilnujących obiektów handlowych na rynku dostrzegł, że przy tablicy stanął młody mężczyzna. Zaparł się rękami o mur i wyrwał płytę wraz z jedną śrubą. Ochroniarz powiadomił komendę, a wkrótce stróże prawa zatrzymali na ul. ks. Klimka chłopaka, którego wygląd odpowiadał podanemu rysopisowi. To żorzanin Mateusz G., który przyznał się do kradzieży. – Zeznał, że chciał zaimponować kolegom – wyjaśnia naczelnik Orman. Jak było, wykaże śledztwo, bo chłopak był sam, wydmuchał na alkomacie 1,22 promila, a tablicę porzucił na terenie jednego z ogródków piwnych na rynku, gdzie znaleźli ją mundurowi.Być może zatem chciał oddać płytę na złom, ale zmienił zdanie, gdy stwierdził, że jest lekka. – Nie jest to bowiem odlew, ale blacha z wyklepanymi literami – tłumaczy Henryk Skupień, prezes Towarzystwa Miłośników Żor, dodając, że całość waży ok. pół kg. Choć więc, jak usłyszeliśmy w komendzie, płytę wyceniono na 3 tys. zł, w punkcie skupu zapłaciliby grosze. Tablica ma jednak wartość, jakiej nie przeliczy się na złotówki, gdyż upamiętnia wizytę Marszałka. Dom należał wtedy do Bonifacego Bałdyka, plebiscytowego działacza i pierwszego komisarycznego burmistrza Żor. Teraz wraz z mężem mieszka w nim jego wnuczka Renata Wonsik. Nazajutrz z rana po kradzieży wyjechała na dwa dni, a w sobotę (czyli na czwarty dzień) miała gości ze Lwowa. Po południu wyprowadziła ich przed dom, chcąc zrobić im zdjęcie (z Żor nie wypada już wyjeżdżać bez takiej pamiątki) i zauważyła, że nie ma pod czym.– Pomyślałam, że to robota jakiegoś głupka – opowiada. Dodaje, że jedna śruba ledwo się trzymała. Gospodyni zwracała na to uwagę ekipie służb komunalnych, które robiły tam porządki przed ostatnim Świętem Niepodległości, ale jakoś bez reakcji. – Pewnie nikt nie sądził, że tablica zainteresuje złodziei czy wandali – zastanawia się pani Renia. Mateusz G. w lipcu skończył 17 lat, więc odpowie za swój czyn jak dorosły. Grozi mu kara od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. – Być może nie zdawał sobie sprawy z tego, co niszczy, bo wielu młodych niestety nawet nie wie, kim był Józef Piłsudski – ubolewa naczelnik Orman.
Tekst i zdjęcie: ELŻBIETA PIERSIAKOWA

Komentarze

Dodaj komentarz