Fakty i mity


Pytanie, dlaczego, skoro Hitler założył, że nasz kraj ułatwi mu podbój świata. A kiedy wojna już wybuchła, nikt nie kiwnął palcem w naszej obronie. – Pora więc skończyć z kłamstwami, że Wielka Brytania i Francja ujęły się za Polską i biły się o nią w 1939 roku, bo było na odwrót – twierdzi ppłk rez. Tadeusz Dłużyński, prezes Terenowego Oddziału Związku Piłsudczyków w Rybniku. Żeby to wszystko pojąć, trzeba cofnąć się do 5 listopada 1937 roku. Wtedy Hitler spotkał się ze swoimi współpracownikami i generałami na tajnej naradzie w kancelarii Rzeszy i przedstawił im założenia „marszu ku zwycięstwu”, który zaplanował w chwili dojścia do władzy. Oświadczył, że celem ostatecznym jest pokonanie ZSRR, ale pierwsze uderzenie pójdzie na Zachód. Chodziło mu głównie o opanowanie przemysłu, bo Niemcy, z powodu braku surowców naturalnych i zakładów, nie były żadną potęgą. Generałowie nie byli zachwyceni planem, obawiając się walki na dwa fronty. Hitler obiecał jednak, że nie powtórzy błędu poprzedników z pierwszej wojny, gdyż do czasu rozprawienia się z mocarstwami zachodnimi, głównie Wielką Brytanią i Francją, ZSRR pozostanie na uboczu wydarzeń, a taki układ zapewni Polska.Nasi politycy musieli o tym wiedzieć, ale pewnie sądzili, że nie ma powodów do obaw, bo Polska nie była wymieniana jako cel ataku. 26 stycznia 1934 roku zawarliśmy zresztą z Niemcami pakt o nieagresji, choć 1 stycznia 1937 roku Hitler wypowiedział postanowienia Traktatu Wersalskiego. Chodziło mu głównie o rozbudowę sił zbrojnych i konsekwentnie zmierzał do tego celu. Jeszcze jako kanclerz (fuehrerem ogłosił się 2 sierpnia 1934 roku po śmierci prezydenta Paula von Hindenburga) wyprowadził Niemcy z Ligi Narodów. 1 października 1934 roku wydał tajny rozkaz o utworzeniu Luftwaffe (wtedy już działała pod płaszczykiem Lufthansy) i rozbudowie Kriegsmarine, 1 marca 1935 roku zajął Zagłębie Saary, a sześć dni później zdemilitaryzowaną strefę Nadrenii. Postawiło nas to w kłopotliwej sytuacji, gdyż od 1921 roku byliśmy związani sojuszem z Francją. Marszałek Edward Rydz-Śmigły przekazał jednak francuskiemu sztabowi generalnemu, że Polska wypełni swoje zobowiązania. Chodziło o to, żeby świat nie widział nas we współpracy z Niemcami, ale nic już nie mogło zatrzymać biegu wydarzeń. Hitler anektował bowiem terytoria kolejnych krajów, a Polska w jakimś stopniu pozwoliła wciągnąć się w orbitę jego polityki, choć stratedzy mają tu różne opinie.Wszyscy twierdzą, że Zachód krzywdził nas opinią sojusznika Niemiec, ale część przyznaje, że nie byliśmy tacy święci, skoro 2 października 1938 roku, podczas niemieckiej napaści na Czechy, zajęliśmy Zaolzie. Wkrótce m.in. „Gazeta Żorska” odnotowała, że Śląsk Cieszyński wrócił do Polski. Jan Delowicz, żorski historyk, przypomina, że w tej agresji uczestniczyli żołnierze Batalionu Obrony „Rybnik”, który liczył ok. 600 osób, składał się z kompanii Żory, Rybnik i Pszczyna, a dowodził nim major Tadeusz Kwiatkowski z Żor. – Nasze władze szermowały wtedy takimi hasłami, jak Armia Czerwona, gdy blisko rok później zajmowała Białoruś – wyjaśnia historyk. Stwierdza, że na Zaolziu działała V kolumna polska. Komitywa z Hitlerem, wynikająca po części z obaw przed narażeniem Polski na pierwsze uderzenie, nic nam nie dała. Wkrótce Hitler zażądał od nas bowiem przyłączenia Gdańska do Rzeszy, wytyczenia eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez Pomorze do Prus oraz przystąpienia do Paktu Antykominternowskiego (oś Berlin-Rzym, a potem i Tokio), który powstał w 1936 roku.Polska odmówiła. Tę decyzję usłyszał Joachim von Ribbentrop, minister spraw zagranicznych Trzeciej Rzeszy, który w styczniu 1939 roku gościł w Warszawie, więc wojna zawisła na włosku. W lutym rząd brytyjski zaczął zastanawiać się, jak powstrzymać Hitlera. Rozważano możliwość powołania międzynarodowego organu, w którym zasiądą Wielka Brytania, Francja, Polska i ZSRR. Józef Beck, szef naszej dyplomacji, nie przystał jednak na konsultacje z Sowietami. – Bał się Stalina tak samo jak Hitlera – twierdzi ppłk Dłużyński. Wkrótce Wielka Brytania i Polska uzgodniły, że będą wspierały się w razie potrzeby, co zaowocowało układem, który zawarto 25 sierpnia. Podjęcie tych rozmów (było to w marcu) przekonało Hitlera, że Polska nie przystąpi do osi. 11 kwietnia podpisał więc plan ataku na nasz kraj, a 28 kwietnia wypowiedział pakt o nieagresji, choć mówi się, że do końca był pewien, iż sprawę polską załatwi pokojowo. W maju jednak szefem radzieckiej dyplomacji został przyjazny Niemcom Wiaczesław Mołotow, który 23 sierpnia podpisał słynny pakt z Ribbentropem. Już nazajutrz ZSRR zaczął sposobić się do ataku na Polskę, z którą nawiasem mówiąc łączył go pakt o nieagresji z 1932 roku, poparty układem o dobrosąsiedzkich stosunkach z 26 listopada 1938 roku.Wtedy też na Górnym Śląsku zaczęły się główne akty prowokacji i dywersji, których dokonywali esesmani i członkowie V kolumny. Ich celem było danie pretekstu do ataku i opanowanie jak największej liczby zakładów przemysłowych przed wkroczeniem Wehrmachtu, ale 1 września wybuchła wojna. Tego samego dnia Niemcy zajęli Żory, Rybnik i Wodzisław. W dwóch pierwszych miastach obrona załamała się po kilku godzinach, w trzecim obyło się bez walki, bo nie było tam żadnego polskiego żołnierza. Do bitwy doszło na Bożej Górze w Jastrzębiu. Potyczka miała też miejsce w Wilczy, gdzie walczyli także żołnierze z Rybnika, skierowani do wsparcia posterunku straży granicznej. Na zawsze zostało tam kilkunastu z nich, a do dziś przetrwała jedna mogiła. 3 września Wielka Brytania i Francja wypowiedziały Niemcom wojnę, ale na tym się skończyło, więc sojusznicze zobowiązania zostały na papierze.12 września przywódcy obu krajów ustalili, że nie są w stanie udzielić nam żadnej pomocy militarnej, więc spisali nas na straty. Istniały co prawda jeszcze plany wsparcia przez Morze Czarne i porty południowe, ale na to było za późno. – Wysyłanie pomocy drogą morską w chwili, gdy trwała już wojna, nie miało sensu – stwierdza Jan Delowicz. W tej sytuacji obrona wrześniowa musiała zakończyć się klęską. Zdaniem Delowicza przyczyniło się do tego także nasze zaangażowanie w aneksję Zaolzia, bo wydaliśmy tam pieniądze, których w 1939 roku zabrakło na doposażenie armii. Bałagan i koszty związane z zajęciem Zaolzia opisał w książce „Przed i po maju” płk Marian Romeyko, który przed wojną pełnił wysokie stanowiska w polskiej armii, a po jej zakończeniu wyjechał do Australii. Książkę napisał już na emigracji.

Komentarze

Dodaj komentarz