Elżbieta Grymel
Tamtego dnia coś Jankowi „nie szło”. Długo zasiedział się wieczorem przy krowie i nie zjadł nawet kolacji, bo kiedy przyszedł do izby, jego najmłodszy brat Piotruś kończył ostatnią kromkę chleba, który matka przeznaczyła na wieczerzę. Głodny i z goryczą w sercu wyszedł z dusznej izby i położył się spać w stodole na sianie. Długo nie mógł zasnąć. Przez dziurę w dachu obserwował rozgwieżdżone niebo. Obudził się o pierwszym pianiu koguta, lecz miał wrażenie, że zaspał. Złapał lniany woreczek z jedzeniem, zostawiony przez matkę na progu domu, niewiele tego było... i popędził na skróty ku kopalni, której szyby majaczyły na górce za lasem.
Drogę znał dobrze bo przebywał ja codziennie, lecz tym razem było nieco inaczej. Kiedy minął topolę na Kusiowej miedzy, tuż przed nim pojawiło się światełko. "Latarnik!" – pomyślał chłopiec i przerażony stanął w miejscu, ale po chwili opanował strach, przeżegnał się i odmówił modlitwę za zmarłych. Wtedy światełko ruszyło, a chłopiec poszedł za nim jak za przewodnikiem. Po kilku krokach znalazł się na jakiejś na nieznanej mu polanie. Przy ognisku, w którym błyskały czerwone talary, grzali się dziwni ludzie wyglądający na zbójców. Jeden z nich wyciągnął do niego rękę i jęknął:
- Chleba! Trzysta lat nie jadłem! Chleba!
Już Janek chciał odpowiedzieć, żeby proszący kupił sobie chleba, skoro ma aż tyle talarów, ale ugryzł się w język i nie zastanawiając się wiele, podał mu swój lniany woreczek. Zbójcy rzucili się na niego „jak diabeł na duszę”. Wystraszony chłopak zrobił krok w tył i znów stał na Kusiowej miedzy, a to co widział przed chwilą, wydawało mu się snem. I tym razem w odległości kilku kroków migotało przed nim światełko. Szli więc jeszcze razem przez chwilę, ale tuż przed lasem światełko się zatrzymało, dając do zrozumienia, że dalej nie pójdzie.
- Bóg zapłać latarniku! – powiedział chłopiec.
- To je te dobre słowo, co mi go było trza! – Janek usłyszał głos dolatujący od strony światełka – Wybawił żeś mie synku! Mosz dobre serce! Być taki dali, a nagroda cie niy minie! A żebyś wiedzioł, że ci przaja, to tam kajś widzioł tych zbójców, coś bydzie na ciebie czakało!
- Lepij niy, panoczku, bo jo się boja... - wyszeptał przestraszony chłopak.
- Niy bój sie, to bydzie nagroda do cie, ale musisz iść z tym prosto do chałpy, pamiyntej! Jo cie waruja!
Światełko znikło a chłopiec zauważył, że dnieje.
- Dobrze panoczku! – Janek ukłonił się głęboko i pobiegł ścieżką przez las, prosto pod kopalnianą bramę , gdzie zbierali się jego kamraci.
PS. Co się wydarzyło w drodze powrotnej, Drodzy Czytelnicy, dowiecie się za tydzień. Zapraszam do dalszej lektury!
Komentarze