Los furmana
Los furmana


Wyrobił sobie solidną markę u klientów. Dostarczał węgiel nie tylko mieszkańcom Knurowa, ale także Gliwic, Czerwionki, a nawet Opolszczyzny. Przez ćwierć wieku wiernie pomagały mu trzy konie, oprócz tego pierwszego, który wytrzymał tylko rok. – Konik był fajny, ale pieroński nierobol. Sam musiałem za niego pchać wozy. Kolejne były robotne – Hans, Berek i Kuba – wylicza imiona swoich koni Henryk Ficek. Każdego wyróżniała jakaś cecha charakteru. – Hans był najspokojniejszy, Berek gryzł każdego, kto się do niego zbliżył, a Kuba najbardziej pracowity. Powożenie furmanką nie było jedynym zajęciem gierałtowiczanina. Przez 25 lat był górnikiem. Codziennie zjeżdżał na dół. Jednak kiedy po szychcie wracał do domu, przesiadał się na wóz i zmieniał się w furmana. Z koniem rozstał się po namowie syna, by zamienił żywego na mechanicznego. – Śmiał się ze mnie, że jestem zacofany z tą swoją furmanką, no to w końcu zdecydowałem się, kupiłem ciągnik i dalej ciągnę ten interes – mówi wozak.Podczas gdy przez 50 lat w kopalni Knurów już ośmiokrotnie zmieniała się dyrekcja, pan Henryk nieprzerwanie oddaje się swojej drugiej profesji. Z tą tylko różnicą, że obecnie pomagają mu w tym syn oraz wnuk. Dzisiaj powiększył też swoją mechaniczną stajnię. Ma trzy ciągniki i osiem wozów. Jako stały klient jest ulubionym wozakiem pracowników kopalnianej wagi w Knurowie. – Wszyscy bardzo lubimy pana Henryka – mówią wagowi. O tym, że tak jest rzeczywiście, może świadczyć fakt, iż postanowili uczcić jubileusz 50-lecia jego pracy w branży. –W zeszłym roku wspomniałem, że 1 września stuknie mi jubileusz, a oni zapamiętali – mówi z rozrzewnieniem jubilat.Nie nosi się z zamiarem zakończenia przewoźniczej kariery. Jak wyjaśnia, siły i zapału do roboty ma tyle, że niejednego młodego by przeskoczył. Zresztą na zdrowie i dobre samopoczucie Henryk Ficek ma swoją prywatną receptę – nie pije i nie pali. Przez 50 lat tylko raz zrobił sobie przerwę, kiedy musiał poddać się operacji „ślepej kiszki”. – Pielęgniarki miały ubaw, bo jak był w narkozie, zanim się obudził po operacji, to wołał, że musi jechać po węgiel – śmieje się szwagier pana Henryka.Rodzina trochę marudzi, że wciąż nie ma go w domu, a żona chcąc nie chcąc musiała zostać jego sekretarką, odbierając i zapisując telefony od klientów. – Już nawet dyrektor kopalni Matuszewski pytał się mnie, kiedy idę na „emeryturę”. Ale ja się na emeryturę nie wybieram. Pójdę dopiero wtedy, jak zamkną kopalnię – deklaruje ze śmiechem. Dodaje, że na emeryturze nudziłby się jak mops. – Nie oglądam telewizji, nie jeżdżę na wczasy, bo pewnie bym się tam tylko nudził. W kinie byłem 40 lat temu i też się wynudziłem. Dla mnie rozrywką jest wozić węgiel. To zajęcie, gdzie można porozmawiać z ludźmi– mówi Henryk Ficek.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz