Disco gierki
Disco gierki


Wójt Leonard Fulneczek twierdzi, że domaga się tylko przestrzegania prawa, które notorycznie łamią szefowie dyskotek. Ma silne poparcie rady gminy. Chodzi o zapisy ustawy, która stanowi, że organizowanie imprez masowych (skupiających co najmniej 300 osób) wymaga zezwolenia gminy. Każda z dyskotek jest przystosowana do przyjęcia 1000-1500 osób i często jednej nocy bawi się w nich aż tylu młodych ludzi. Wójt mówi, że od marca bez powodzenia apeluje do obu właścicieli, by wystąpili do niego z odpowiednim wnioskiem. – Gdyby spełnili wszystkie warunki ustawy, nie miałbym powodu nie wydać pozwolenia – zapewnia Leonard Fulneczek. Ponieważ ani Marcin Pawełek, szef klubu Magic, ani Marek Jureczko, właściciel Manhattanu, nie składali wniosku, wójt wystąpił do Zarządu Powiatu Raciborskiego o wydanie zakazu organizowania imprez masowych w obu dyskotekach. Na razie zarząd poprosił o dokumenty, z których by wynikało, że dyskoteki są imprezami masowymi.Trzeba udowodnićJak tłumaczy Stanisław Nawrocki z powiatowego centrum zarządzania kryzysowego, wójt napisał tylko, że wszyscy wiedzą o łamaniu ustawy. Tymczasem powinien załączyć dokumenty, które to potwierdzą, np. opinię policji. – Dopiero wtedy zarząd będzie mógł podjąć stosowną decyzję – dodaje Stanisław Nawrocki. Czemu szefowie klubów nie ubiegają się o pozwolenie? Wedle ustawy podczas imprez masowych obowiązuje zakaz sprzedaży i picia alkoholu. Gdyby więc właściciele dostali zgodę na urządzanie dyskotek, straciliby koncesję na sprzedaż trunków. To w ciągu miesiąca spowodowałoby wyludnienie lokali, a oni nie prowadzą działalności charytatywnej. Marcin Pawełek dodaje, że ma równie dużą dyskotekę Brawo w Gliwicach. Władze miasta nie robią problemów, bo ustawa dotyczy imprez stadionowych.– Mój znajomy prowadzący ogromne kluby w kilku województwach zdziwił się, jak mu opowiedziałem, co tu się wyprawia – mówi Marcin Pawełek. Jego zdaniem wójt błędnie interpretuje ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych. Szef klubu Magic, jak zastrzega, nie wie, czy wójt kiedykolwiek chodził na dyskoteki, ale nie ma o nich pojęcia. – Jego synowie jednak tu bywają – dodaje. Dokument uchwalono w 1997 roku głównie z myślą o zapewnieniu ochrony podczas zawodów sportowych na stadionach i dużych plenerowych imprez, np. koncertów. W paragrafie wymieniającym wymogi, które muszą spełnić organizatorzy takich imprez, figuruje obowiązek zapewnienia karetki, wozu straży pożarnej, a także odpowiedniej liczby radiowozów policyjnych. Ich liczbę ma ustalić komendant proporcjonalnie do wielkości imprezy. Szef klubu Magic nie wyobraża sobie nawet, by co sobotę przed jego lokalem stały karetka, samochód strażacki i radiowozy. Tak samo miałoby być pod Manhattanem i na logikę biorąc przy każdej dyskotece. – Kto wtedy jeździłby do pożarów albo chorych? – pyta retorycznie Marek Jureczko.Kwestia interpretacjiObaj szefowie nie mogą zrozumieć, skąd u wójta Fulneczka nagła niechęć do dyskotek. Ustawa obowiązuje już osiem lat, a kluby działają jeszcze dłużej. Leonard Fulneczek jest na urzędzie od trzech lat, a od pół roku prowadzi batalię przeciwko dyskotekom. Wójt odpowiada, że w lutym brał udział w szkoleniu na temat bezpieczeństwa imprez masowych w Wydziale Zarządzania Kryzysowego Urzędu Wojewódzkiego w Katowicach. Była mowa m.in. o interpretacji ustawy, która z czasem ulegała zmianom. Policjant z komendy wojewódzkiej zwrócił uwagę, że dotyczy również koncertów czy imprez typu dyskoteki. Miał mówić, że od 2002 roku policja nie klasyfikowała dyskotek jako imprez masowych. Jednak po wyrokach sądów, w tym najwyższego, zmieniła zdanie. – Policjant uczulił nas, że to samorządowcy odpowiadają za wydawanie pozwoleń i zapewnienie bezpieczeństwa podczas imprez masowych – podkreśla wójt.Właściciele dyskotek niegdyś występowali o zezwolenie na organizację imprez masowych. Zaniechali tego w 2002 roku, kiedy dostali opinię policji, że dyskoteki nie kwalifikują się do tej kategorii. Według wójta nie występują o nowe pozwolenia, bo bazują na wygodnej dla nich opinii. Skoro jednak policja zmieniła zdanie, to on nie będzie brał na sumienie ewentualnego nieszczęścia, do którego może dojść podczas tańców. – Dziennikarze pierwsi zapytaliby, dlaczego nic nie zrobiłem, by temu zapobiec – mówi Leonard Fulneczek. Marek Jureczko zastanawia się, czy wójt wydał pozwolenie na zorganizowanie dożynek w Bieńkowicach, gdzie było ze trzy tysiące ludzi. – Podawano alkohol, a ochronę stanowiło pięciu zawianych strażaków – dopowiada szef Manhattanu. Reporter „Nowin” był na festynie zamkowym w Tworkowie (też w gminie Krzyżanowice). Bawiło się tam sporo osób i lało się piwo. Ba, gospodynie częstowały nawet mocniejszą nalewką domowej roboty.Impreza i imprezaMarek Jureczko rozumie, że ewentualny zakaz organizowania wielkich imprez w Krzyżanowicach będzie oznaczał koniec wszelkich festynów czy dożynek. – W moim odczuciu są to imprezy masowe, a wójt chyba nie zamierza stosować prawa wybiórczo – zastanawia się szef Manhattanu. Gospodarz gminy odpowiada, że prawo dotyczy wszystkich. Jednak pyta retorycznie, gdzie jest większe prawdopodobieństwo jakiegoś nieszczęścia: na festynie czy podczas dyskoteki. Zresztą kwestia dyskotek ciągnie się w Krzyżanowicach od lat. Wójt wylicza problemy: spora liczba przyjeżdżających samochodów, parkowanych gdzie popadnie, hałas, rozprowadzanie narkotyków, bójki i akty wandalizmu. Szef Magica odpowiada, że narkotyki są wszędzie. Właściciele dyskotek starają się z tym walczyć. Jak złapią kogoś z prochami, wzywają policję. Marek Jureczko zatrudnia człowieka, który zajmuje się wyłapywaniem dilerów. Jest pewien, że gdyby posłał go do szkoły w Krzyżanowicach, w dwa dni złapałby przynajmniej trzech takich delikwentów. – I co, szkołę też zamknąć? – ironizuje.Co do zarzutu o bójki i awantury, to właściciele klubów są gotowi sięgnąć do policyjnych archiwów, by potwierdzić, że problem jest wyolbrzymiany. Bójki zdarzają się, ale nikt z tego powodu poważnie nie ucierpiał. Zastępca komendanta powiatowego policji Henryk Mordeja nie słyszał o aktach wandalizmu albo chuligańskich wybrykach powiązanych z dyskotekami. Stróże prawa odbierają sporo sygnałów, ale dotyczą one nadmiernego ruchu na ulicach i związanego z tym hałasu. – Wtedy reagujemy – dodaje wicekomendant. Na hałasy narzeka starsza pani mieszkająca obok placu, na którym parkują autobusy dowożące i odwożące uczestników dyskotek. Żali się, że to chuliganeria. Teraz i tak nie otwiera okien, bo zimno, ale latem jest podobnie z powodu wrzasków. Do tego młodzież zniszczy każdy płotek czy słupek. – Jak nie ma ogrodzenia, to dewastuje ogródek – opowiada kobieta.Zamknąć i co?Dla niej najlepszym wyjściem byłoby zamknięcie dyskotek. Ale na pytanie, co z kilkudziesięcioma osobami, które straciłyby pracę, kobieta traci pewność. Mężczyzna w średnim wieku mówi wprost, że zamykanie dyskotek to bzdura. Trudno karać właścicieli za to, że ludzie przyjeżdżają się tu bawić. – Dla mnie jedyną uciążliwością jest zwiększony ruch aut. Ale temu nie są winni szefowie klubów, tylko dyskotekowicze – mówi mieszkaniec Krzyżanowic. Jego zdaniem gmina mogłaby się dogadać z właścicielami lokali co do szybszego kończenia imprez, np. o drugiej w nocy, zamiast o piątej rano. – Jak się zlikwiduje lokale, to młodzież wyjdzie na ulice. Co zaproponuje im gmina? – pyta nasz rozmówca. Kiedyś pracował w organach ścigania, więc wie, że akurat dyskoteki nie powodują zwiększenia zagrożenia we wsi. Najwyżej, jak mówi, ktoś co jakiś czas dostanie w zęby. – Czy na zabawach wiejskich bywało inaczej? – dodaje. Poza tym dyskoteki są już znane. W Katowicach pewien człowiek pytał go, gdzie leżą Krzyżanowice, bo jego dzieci wybierają się tam potańczyć.Właściciele klubów nie zamierzają się poddać. Marcin Pawełek rozbudował Magic o dodatkową salę. Musiał mieć na to zgodę wszystkich 12 sąsiadów. Dostał ją, a więc dyskoteki nie są chyba tak uciążliwe. Właściciel wydał na nowe skrzydło około 800 tys. zł. Gdyby miał zwinąć interes, zażąda od gminy odszkodowania. Każda z dyskotek to praca dla co najmniej 40 osób. Zamknięcie interesu powiększy więc grono bezrobotnych. Marcin Pawełek zapewnia, że dość hojnie sponsoruje m.in. miejscowy klub sportowy. Ostatnio wsparł imprezę mikołajkową dla dzieci z rodzin w trudnej sytuacji finansowej.
Tekst i zdjęcia: TOMASZ RAUDNERramkaCo na to młodzi?Na stronie internetowej www.swiry.pl poświęconej m.in. imprezom klubowym można przeczytać m.in. takie oto opinie:– Rozumiem mieszkańców, ponieważ oni chcą mieć spokój, ale niech oni też zrozumieją nas. My chcemy się gdzieś pobawić. Co do alkoholu i narkotyków, to ten problem jest wszędzie. Wina leży po stronie rodziców, bo mają takie dzieci, jak sobie wychowali.– Nie zamykajcie nam Magica!! Zamknęli już Stodołę w Jastrzębiu. Magic to przecież nie speluna. Zawsze jest fajna zabawa, a mnie nie interesuje, co dzieje się na zewnątrz.– Jeszcze nie słyszałam od mieszkańców Krzyżanowic, że te dyskoteki komuś przeszkadzają, a znam tam trochę ludzi. Nawet mam ciotkę, która mieszka obok.BegrandStanisław Nawrocki, szef Powiatowego Centrum Zarządzania Kryzysowego w Raciborzu: – Ustawa o bezpieczeństwie imprez masowych jest niespójna z ustawą o wychowaniu w trzeźwości. Ta pierwsza zakazuje sprzedaży, podawania i spożywania alkoholu podczas imprez masowych. Druga określa warunki, jakie organizator musi spełnić, by móc handlować alkoholem. W rezultacie każda impreza masowa z alkoholem jest z jednej strony niezgodna z prawem, a z drugiej – zgodna. Ten problem trzeba rozwiązać prawnie. Inaczej zawsze będą takie spory. (Tora)

Komentarze

Dodaj komentarz