Igranie z gazociagiem
Igranie z gazociagiem


Gazociąg, jak twierdzą, wykonano chaotycznie, bez dokumentacji i odbioru technicznego. Niestety nikt nie chce przyjąć tego do wiadomości. – Kto będzie odpowiedzialny, jak dojdzie do eksplozji? – pyta Józef Cudok. Małżonkowie, mieszkający przy ul. Powstańców w centrum miasta, od miesięcy toczą boje z magistratem i Górnośląską Spółką Gazowniczą w Zabrzu. Mają już dość ciągłego biegania do urzędu gminy i użerania się z GSG. – Albo zrobią z tym w końcu porządek i zapłacą za wszystkie szkody, albo niech zabierają tę rurę z mojej działki – denerwuje się Józef Cudok. Wszystko zaczęło się od powstania społecznego komitetu, który w 1992 roku przystąpił do gazyfikacji Orzesza. Gdy prace ziemne, związane z budową głównego gazociągu, doszły do posesji Józefa Cudoka, pojawił się problem. Wzdłuż ulic Powstańców i Traugutta, gdzie miał pobiec dalszy odcinek rury, przebiega kanalizacja, więc zamiast przekopać chodnik, przekopano ogródek Cudoków. Tym sposobem na ich posesji znalazło się 200 metrów rury.Chciał czy musiałGospodarz wpadł w złość na samo wspomnienie tamtych perypetii. Teraz zarzuca mu się bowiem, że z własnej inicjatywy zmienił trasę przebiegu gazociągu, aby mu się lepiej kopało. To, jak utrzymuje, absurd. Jak miał kopać w chodniku, skoro tam jest kanalizacja? – Zgodziłem się na położenie rur w moim ogródku tylko dlatego, żeby nie blokować inwestycji – twierdzi. Jak dodaje, sam do dziś nie korzysta z gazu, bo nie ma takiej potrzeby. Od kiedy zaczął drążyć sprawę rury, wciąż słyszy, że choć ma przyłącza, to nie zapłacił składek na budowę gazociągu jak pozostali mieszkańcy. Tymczasem gdyby nie zapłacił, nie wykonano by mu przyłącza. – Pieniądze zostały wpłacone do kasy urzędu miasta, na co mam kwity, tylko nagle gdzieś wyparowały – denerwuje się orzeszanin.Józef Cudok dodaje, że gaz od kilku lat płynie przez jego ogródek, ale dotąd nie uregulowano spraw własnościowych. Urząd, który był inwestorem budowy, nie spisał z Cudokami żadnej umowy, za to w 1996 roku przekazał GSG gazociąg razem z ich terenem. – I jeszcze do ubiegłego roku zapierał się, że to nie on był inwestorem – mówi Barbara Cudok. Orzeszanie żalą się, że ponoszą same straty z powodu nieszczęsnej rury. Nie dość, że płacą podatek za kawałek terenu, którego nie mogą użytkować, to jeszcze ograniczono im prawo własności i zabudowy na obszarze w odległości sześciu metrów od miejsca, przez które przebiega ta rura. Kilka lat temu w ogrodzie zaczęły usychać drzewa. To dla pana Józefa stało się sygnałem, że coś jest nie tak, zwłaszcza że obumierają te rosnące w pobliżu gazociągu. – Jeżeli usychają młode dorodne drzewa, to znaczy, że gazociąg jest nieszczelny – stwierdza orzeszanin.Kontrola na nibyZwrócił się w tej sprawie do powiatowego inspektoratu ochrony środowiska, wskazując na możliwość istnienia przecieku i domagając się wykonania pomiarów. Temat gazociągu stawał na sesji rady miasta. Zajmowała się nim komisja rewizyjna, która zapoznała się ze wszystkimi dokumentami, ale nie dopatrzyła się uchybień. Właściciele w odpowiedzi skierowali skargę do Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Katowicach. – Przewodniczący udzielił lakonicznych odpowiedzi, a komisja ograniczyła się do przeprowadzenia wizji lokalnej – komentuje Józef Cudok. W magistracie nie zgadzają się z zarzutami. Mówią krótko, że gospodarz alarmuje, że gazociąg jest nieszczelny, ale nie chce wpuścić ekipy, która skontrolowałaby jego stan. W maju tego roku GSG skierowała do pana Józefa pismo, wyznaczając termin kontroli szczelności gazociągu. Ten odpisał, iż nie będzie w tym uczestniczył, bo ma już dość oszustw.– Wykazałem wolę porozumienia, a oni nadal nie chcą spisać umowy użyczenia zajętego bezprawnie terenu – wyjaśnia. Ponadto zażądał usunięcia gazociągu ze swojego gruntu. – Kilka razy chcieliśmy wejść na posesję pana Cudoka w celu zbadania szczelności gazociągu, ale nie zostaliśmy wpuszczeni – odparowują w GSG. Orzeszanin kwituje te wywody śmiechem. Pyta, jak mógł nie wpuścić fachowców, skoro raz sam wyrywał trawę tam, gdzie mieli kopać. Ekipa jednak orzekła, że będzie kopała w tym miejscu, a potem stwierdziła: „my nie jesteśmy od kopania”, „to nie nasza sprawa, czepcie się urzędu”. – Kolejny raz przyjechali ze sprzętem bez atestu i mieli przeprowadzić rzetelne badania – ironizuje Cudok. W odpowiedzi Albin Kwietniewski, przedstawiciel GSG, stwierdza, że atest okazuje się wyłącznie wytypowanym służbom, a sprzęt, którym dysponuje spółka, jest najwyższej jakości.Tylko przedawnićTymczasem Cudok, nie mogąc doczekać się ani zbadania szczelności gazociągu, ani podpisania umowy na użyczenie gruntów, wystosował skargi do starostwa, wojewody i Rady Miasta w Orzeszu. Jak twierdzi, tu chodzi nie tylko o odszkodowanie. Jego zdaniem magistrat prowadząc inwestycję naruszył i prawo własności, i prawo budowlane. Jak mówią Cudokowie, komisja rewizyjna twierdziła, że gmina nie była inwestorem gazociągu. Po interwencji w starostwie i województwie wojewoda w trybie pilnym polecił jednak inspektorom nadzoru budowlanego zajęcie się tą sprawą, która toczy się także w prokuraturze i czeka na załatwienie w trybie administracyjnym.Cudokowie twierdzą, że są oszukiwani. – Urząd przeciąga wszystko w czasie, aby w pewnym momencie móc stwierdzić, że sprawa się przedawniła – nie szczędzi krytyki Barbara Cudok. Jak wyjaśnia Jan Orlik, naczelnik Wydziału Budownictwa, Geodezji i Gospodarki Nieruchomościami UM w Orzeszu, gazociąg przebiega przez teren kilku posesji i nikt z właścicieli nie ma spisanego porozumienia. Nic mu też nie wiadomo, aby domagali się takiego dokumentu. – Realizowali inwestycję sami dla siebie – wyjaśnia naczelnik Orlik. Tymczasem wojewódzki inspektorat nadzoru budowlanego zobowiązał strony do zawarcia ugody i ustalenia odpłatnej służebności na konserwację oraz utrzymanie techniczne rurociągu. W przypadku braku porozumienia rurociąg należy usunąć. 8 września na terenie posesji Cudoków odbyła się kolejna wizja lokalna. Tym razem w Orzeszu zjawiła się Urszula Kapis, główny specjalista Wydziału Gospodarowania Mieniem i Inwestycji Starostwa Powiatowego w Mikołowie mająca pełnić rolę mediatora.Umowa we mgleWytknęła ona podstawowe zaniedbania, jakich dopuścił się najpierw urząd, a potem GSG. Chodzi o to, że nikt nie zawarł z właścicielami umowy na użyczenie gruntów i nie wypłacił im odszkodowania za straty poniesione z tytułu położenia nieszczęsnej rury. Postępowanie zawieszono do 10 października. Do tego czasu GSG miała przedstawić umowę użyczenia, jaką należy podpisać z właścicielami. Choć jednak mamy już grudzień, spółka milczy jak zaklęta. Tylko gaz spokojnie ulatnia się tak, jak się ulatniał.
Tekst i zdjęcie: MAŁGORZATA SARAPKIEWICZ

Komentarze

Dodaj komentarz