Opowieść o prostocie


– tak zaczyna się „Kolęda dla nieobecnych”, której słowa napisał Szymon Mucha, a muzyką opatrzył Zbigniew Preisner.Święta, a zwłaszcza wigilijny wieczór, to czas zupełnie wyjątkowy. Tradycja, którą nasiąkamy od szczenięcych lat, dużo nam ułatwia. Nie musimy kombinować i wymyślać, co jeszcze mogłoby się pojawić na świątecznym stole. Raz w roku warto być tradycji bezgranicznie wiernym i skupić się na tym, co naprawdę ważne. Mam wrażenie, że od jednej Wigilii do kolejnej czas płynie coraz szybciej. Złudzenie? Nie, tak z niepojętym przyspieszeniem ucieka nam życie. Widać to przy wigilijnym stole. Jedni dorośleją, a po innych pozostają już tylko puste miejsca. To jedyny dzień w roku, gdy z taką siłą celebrujemy rodzinną bliskość, ciesząc się nawzajem swoją obecnością.Ileż pięknych historii napisano w związku z Wigilią i betlejemskim żłóbkiem. Choć nie wszyscy wierzą, że w nim narodził się Mesjasz, opowieść ta ma wymiar uniwersalny. Wiele wieków później dopowie coś jeszcze Saint-Exupéry, pisząc w „Małym Księciu”, że najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Prawdziwej wielkości starcza prostota, nie potrzebuje blichtru, hałasu i kreowania wizerunku przez specjalistów. Trzej królowie, mędrcy oddający pokłon oseskowi na sianie to jeden z symbolicznych obrazów zbliżających się świąt. Nie widzieli certyfikatów i świadectw jakości; starczyła im wiara. Prostota ułatwia dostrzeganie tego, co jest naprawdę ważne i istotne. Ale świat jej nie lubi. Głowę zawracają nam promocje i okazje, świecidełka i najnowsze zdobycze techniki. Gdyby to samo dziecię miało się narodzić dzisiaj, pewnie wszystko wyglądałoby podobnie, zmieniłyby się tylko nieznaczące szczegóły. Maryja z Józefem też nie mieliby się pewnie gdzie podziać; zamiast do stajenki trafiliby do ośrodka pomocy społecznej, a prezydent Herod prosiłby profesorów z Brukseli, by wysłali mu SMS-a, gdyby znaleźli dzieciątko.Prostoty, ułatwiającej międzyludzkie kontakty w naszym życiu publicznym, jest coraz mniej. Trudno mi pozbyć się wrażenia, że spora w tym zasługa Unii Europejskiej, która chyba szykuje nam nową wieżę Babel. Nie wiem, jak działa ten mechanizm, ale coraz częściej w czasie konferencji poświęconych różnego rodzaju unijnym projektom, przedsięwzięciom i dotacjom używa się języka, który z klarowną polszczyzną niewiele ma wspólnego. Jakiś czas temu byłem na konferencji zorganizowanej w związku z programem mającym zapobiegać dziedziczeniu bezrobocia. Siedziałem jak na tureckim kazaniu. Wybór osób, które miałyby wziąć udział w tym programie i skorzystać z pomocy unii żywicielki, nazwano „selekcją i weryfikacją beneficjentów”. Miałem wrażenie, że ktoś mówi nie o ludziach, ale o wirusach komputerowych. Jak tak dalej pójdzie, powstanie nowy zawód – tłumacz unijny. Ktoś taki będzie tłumaczył magistrowi Kowalskiemu, co mówi do niego eurourzędnik.Ale niech tam unia... Idą święta, czas wielkiej radości, którego – jeśli się przyłożymy – nikt nam nie popsuje.„Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole. Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas i zapomnieć, że są puste miejsca przy stole” – kończy swą kolędę Szymon Mucha.WACŁAW TROSZKA

Komentarze

Dodaj komentarz